To film, który pokazuje trudne, skomplikowane tematy społeczne: narkotyki, alkohol, samobójstwa, rasizm, rola ojca w dużych rodzinach. A wszystko to w kontynuacji historii życia dwóch braci, pochodzących ze środowiska, które nie dało im tak naprawdę nic, co pomogłoby im wyzwolić się z kręgu biedy i niemożności - prawie żadnych kwalifikacji zawodowych i jakiegokolwiek poziomu wykształcenia. Tkwią w zaklętym kręgu niemocy i braku szans na zmianę swojego życia. I o ile jeden z braci, Cheito jakoś znalazł swoją drogę, a przynajmniej ma w miarę stabilną sytuację rodzinną i jasny cel, do którego dąży, to Isra jest całkiem zagubiony. Film emanuje autentycznością i wiarygodnością, grają nieprofesjonalni aktorzy, wiem, ze jest w tym dużo prawdy, ale ja nie poczułam żadnej empatii z postaciami w związku z ich skomplikowanym życiem. Pewnie to jakaś moja przypadłość.
Film kończy się delikatną aluzją, że jednak jest nadzieja. To piękna scena łącząca ze sobą przeszłość i przyszłość zapisaną w korze drzewa. Ale dla mnie to była tylko chwila - nie uwierzyłam w jej trwałość i szansę na spełnienie.