Film poruszający, pokazujący zło biorące się z niewiedzy, ze strachu przed innością. Niestety wszystko to jest nadal aktualne :-(. Reżyser pokazuje zło, którego dopuszczają się ludzie, ale nim nie epatuje. Jest mało dialogów, więc film przemawia głównie obrazem, co mnie bardzo odpowiada. Nie potrafię w tym filmie doszukać się żadnych akcentów antypolskich. Nie wiemy kim jest bohater, kim są mieszkańcy gdzie rozgrywają się te sceny. Czyli uderz w stół a nożyce się odezwą. Tacy ludzie jak na filmie byli i są wszędzie i te sytuacje też mogły mieć miejsce wszędzie. Dlatego film jest uniwersalny. Książkę i film warto traktować jako fikcję a nie dokumentalny zapis wydarzeń.
Jeżeli film jakiś jest to antyczeski, bo mówią tam po czesku. Ale książka była kontrowersyjna, bo tak akurat w oczywisty sposób chodziło o Polskę i wioski dookoła Łodzi.
Oprócz w kilku postaci, które mówią po niemiecku lub rosyjsku, to większość w tym filmie używa sztucznie stworzonego języka slovio (a nie czeskiego), będącym mieszanką wielu słowiańskich i tzw słowiańskim esperanto. Miałem okazje rozmawiać z reżyserem, na którym książka zrobiła duże wrażenie i od dawna chciał się podjąć adaptacji, choć miał świadomość, że Kosiński kłamał, iż jest autobiograficzna. Václav Marhoul chciał stworzyć coś o uniwersalnym i ponadczasowym znaczeniu. Bardzo mu zależało, aby ten film nie był odebrany jako przeciwko pewnej nacji, ale też bardzo chciał tę historię pokazać jako uniwersalną i przedstawiającą ludzką naturę niezależnie od narodowości, a nawet i czasów oraz jako przestrogę dla wszystkich przed nienawiścią i podziałami; do tego jako opis wpływu traumy na jednostkę, gdzie przez własne cierpienie staje się pozornie bardziej nieczuła na te innych.