Autorem opisu jest Netflix, więc nie ma się co dziwić, oni nie oglądają tego co napłodzą, są zbyt zajęci liczeniem kasy..
Ale jak widać, redakcja FILMWEB również filmu nie widziała

Hej,
Twoje pytanie jest jak najbardziej zasadne.
Nie ma tam ani oceanu ani sztormu. Jest jez. Manitoba (a dokładniej kompleks jezior o pow. ok. 134 tys. km², które kiedyś tworzyło, nie istniejące już jez. lowodwcowe Agasis) ogromne jak na polskie realia, to fakt, ale do oceanu mu daleko, oraz tzw. blizzard (czyli rodzaj burzy śnieżnej, ale to też nie sztorm :-)) – tyle, że pokazany przez chwilę, raczej migawkowo.
Ktoś tu się już wypowiedział o Netflixie i choć zasadniczo podzielam opinię (krytyczną) względem nich to akurat w przypadku omawianego opisu są niewinni.
W swoim opisie używają zwrotu „frozen ocean”, ale w charakterze przenośni – zresztą zapożyczonej z pierwszego napisu pojawiającego się w filmie, obrazującego i wyjaśniającego używaną potocznie nazwę „Ice Roads”. Tyle, że nie należy tego traktować dosłownie a już na pewno nie w przekładzie na polski. To tak samo jakby np. zwrot „morze kłamstw” czy „las krzyży” (np. na cmentarzu) – tłumaczyć bezmyślnie jako „morze” (akwen wodny) i „las” (teren zalesiony).
Natomiast zwrot „sztorm” to już faktycznie chyba artystyczny wkład własny twórcy opisu, niestety nie podpisanego z nicku czy nazwiska, toteż obciach spływa niejako z automatu na Filmweb (dalej FW).

Ciała dał ten, kto bezrefleksyjnie wrzucił opis wcześniej go przekładając z oryginału angielskiego w sposób dosłowny i ewidentnie nie oglądając filmu. Następnie ciała dała redakcja FW zatwierdzając durny opis.
Tyle, że ja od FW za wiele nie oczekuję. Takie fuszerki (oraz znacznie, znacznie większego kalibru) to już wręcz ich znak rozpoznawczy.

A sam film można obejrzeć. Nie jest taki zły i pewien akceptowalny poziom trzyma. Zastanawiałem się nawet czy mu nie przyznać 6/10, choć to pewnie lekka przesada.

Pozdrawiam.

Oglondable..... dobre :)