To już któryś z kolei film, w którym reżyser powraca do lat swojej młodości, albo do miejsc, które mają dla niego znaczenie i kręci o tym film. I ciągle w recenzjach można przeczytać, że jest to "hołd dla…" Szczerze powiedziawszy trochę ta jednokierunkowość jest męcząca. Licorice Pizza przynajmniej jest niepretensjonalna (jak French Dispatch), urocza, pełna dobrej energii. Para głównych bohaterów kradnie cały show. Jakoś nikogo nie razi, że chłopak ma 15 lat?! Pewnie dlatego, że trudno po prostu w to uwierzyć.
Brakuje mi fabuły. Taki zlepek scenek.
Akurat Cooper Hoffman gdy kręcili film miał 17 lat, więc niewiele więcej. Zresztą w filmie jest sugestia, że postać Alana nie mówi prawdy na temat swojego wieku. Pewnie jest młodsza. Choć sama Alana Haim ma już 30 lat.
Nie, nietrudno. Oczywiście to coś na kształt trochę innej, chociaż uroczej komedii romantycznej. To, że film jest o czymś w swoim ogólnym zamierzeniu, nie oznacza, że sama historia jest wystarczająco dobrze opowiedziana.
Konstrukcja fabuły ewidentnie jest wzorowana na kinie lat siedemdziesiątych, taki sam zarzut możesz postawić "Taksówkarzowi", zresztą są do niego nawiązania. I tu naprawdę jest po coś.