On ma chyba okropnie słabego agenta w Stanach. Doskonałe warunki, solidny warsztat, popularność po Borgiach, a pojawia się w samych gniotach.

A bo moim zdaniem niepotrzebnie się uwziął na te Stany. Ja wiem, że blisko i wygodnie, ale równie dobrze mógłby zostać gwiazdą kina francuskiego (no przecież biegle zna język!) Francuzi są może trochę zbyt nadęci, ale pewni swojego i wychodzi im to na dobre. A niestety, gdy chce się robić karierę w Choliłódzie to trzeba mieć coś więcej niż warsztat i urodę. Bardziej liczą się znajomości a także, powiedzmy szczerze, szczęście.

Większe drewna od niego dostają fenomenalne role, przez przypadek lub po znajomości...

Bycie na uboczu to trochę jego wybór: mieszka w NY zamiast LA, bo bliżej mu do Montrealu i czuje się normalniej. Ale z drugiej strony żali się w wywiadzie, jaki dziś widziałam, że choć mieszka o krok od Broadwayu od 3 lat, nic nie gra w teatrze...
François to Kanadyjczyk, Francuzi mają go za ćwoka - raczej kariery na starym kontynencie nie zrobi.

Jednak myślę, że w koprodukcjach francusko-kanadyjskich by się sprawdził. Natomiast mimo niewątpliwej urody on nie nadaje się do każdej roli. Stanowiska macho i samców alfa są już dawno zarezerwowane dla innych, a Arnaud nie jest na tyle plastyczny, aby zagrać wszystko. Powiedzmy sobie szczerze, nie jest Anthonym Hopkinsem. Powinien już dawno zrobić to, co robi się w Polsce gdy nie można znaleźć roboty, czyli samemu stworzyć sobie stanowisko pracy (jego koledze z podwórka, Xavierowi Dolanowi się to bardzo udało). Ale żeby zostać reżyserem lub/i scenarzystą trzeba mieć umiejętności, w najgorszym przypadku tylko kapitalny pomysł i być cholernie przebojowym. A Arnaud raczej taki nie jest, a szkoda, bo się chłopak marnuje.