Niestety młodzi, polscy filmowcy nadal uczeni są, że tylko nudne, pseudopsychologiczne dramaty obyczajowe, opowiadane głównie obrazem, zawierające niepotrzebne dłużyzny... mają szansę stać się arcydziełami.
Widziałem dużo lepsze filmy dotyczące tego samego tematu (np. "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni").
Taki piękny temat "lato miłości" tak spartaczyć. Nie chodzi tylko o formę filmu, ale także dobór wykonawców. Szczególnie główną bohaterkę trudno strawić. Sprawia wrażenie jakby cierpiała na autyzm. A strzelenie focha to jej ulubione zajęcie.
Dokładnie. Ale jest też tak, że jak się nie ma pomysłu na film, to zapycha się go właśnie takimi dłużyznami, żeby niby stworzyć wrażenie psychologicznej głębi i spróbować ukryć beznadziejnie słabą fabułę. Inny "idealny" przykład takiego filmu to krótkometrażówka "Pussycat".
O czym jest "Lato miłości" - chłopak na wyraźną prośbę dziewczyny rezerwuje jej jakiś domek na odludziu i wywozi ją tam na kilka dni. Po tych kilku dniach przyjeżdża. Cały film :) W międzyczasie obserwujemy więc jak dziewczyna chodzi po lesie, maluje się, dzwoni na uczelnię z zapytaniem o urlop dziekański, a nawet się załatwia o_O Co prawda na koniec jest istotna dla tej "fabuły" informacja, ale nie zmienia to nędznego obrazu całości.
Nie załatwiała się.Poroniła po tym jak zażyła tabletki.Prawdopodobnie zaplanowała to.Po to wyjechała i chciała zostać sama. Jak można było nie zrozumieć?Jeszcze koleś praktycznie mówi na końcu, że przemyślał,że jednak dadzą sobie radę i będzie dobrym ojcem.