Lata 70. Gruba (ale bez przesady) nastolatka razem z koleżanką co dzień wraca do domu w pośpiechu, by po szkole obejrzeć w tv program taneczny. Pewnego dnia wybierają się do studia, i ta grubsza zostaje dołączona do grupy tanecznej... na stałe. Bo liczy się tylko talent do tańca. Zakochuje się, dostaje kontrakty jako modelka (moda dla puszystych też istnieje), staje się sławna...
Jest w tym filmie coś pociesznego, optymistycznego i uśmiechniętego. Dużo kolorów, dużo pozytywnych rytmów (blous, muzyka czarnych).
6/10
Ja też nie znam lepszych słów dla tego filmu jak sympatyczny, wdzięczny i miły ;))
Tak... W sumie na pierwszy rzut oka to takie kiczowate cacko do przyjemnego zabicia czasu.
Mnie ze skakania po kanałach w środku nocy wyrwały rytmy muzyki z epoki, którą cenię wyżej niż współczesne łubudubu bez ładu i składu. Na początek tylko dla nich zostałam i zaczęłam oglądać toto z uśmiechem oraz świadomością pewnych celowych zabiegów twórców wynikających z przyjętej konwencji.
Lecz na drugi rzut oka, gdyby chcieć wejrzeć w film głębiej, to mamy świetną karykaturę jankeskiej obyczajowości, na punkcie uprzedzeń rasowych, szczególnie w przypadku Prudence Pingleton. Nie wierzę w to, że ludzie się zmieniają [jak inaczej moglibyśmy interesować się zodiakiem?], więc pewnie nadal można spotkać ludzi (pod)świadomie uważających jak ona.
Poza scenkami z udziałem Prudence, warto ten film obejrzeć dla Divine w roli Edny Turnblad. :-)
"Hairspray" nie jest musicalem. Śpiew nie zastępuje dialogów, bohaterowie wcale nie śpiewają.
Zgodzę się z Tobą, jeśli przedstawisz różnicę między musicalem i filmem muzycznym. :>
Cóż, jedna, zasadnicza różnica- film muzyczny zawsze będzie filmem, jak nawza wskazuje, a musical może być zarówno na ekranie, jak i na scenie. To taka pomiejsza różnica :), poza tym film może się stać filmem muzycznym nawet wtedy, gdy bohaterowie po prostu zaczną śpiewać i staną na scenie. Nie muszą to być kawałki stworzone bezpośrednio do filmu- bohater może sobie przysiąść na ulicy i nucić Beatlesów. Po prostu film.. że śpiewem i muzyką. Musical jest czymś w stylu dzieła samodzielnego, utwory w nim są skomponowane specjalnie do niego, jest w nim trochę mniej realizmu niż w filmie muzycznym. Noi i jeszcze do musicalu- jest pochodny od operetki, gdzie występują zarówno dialogi i śpiew (co innego w operze- tam nie istnieje libretto słowne, musi być śpiewane, z wyjątkami, ale bardzo nielicznymi), często występują recytatywy śpiewane, ale NIE MUSZĄ, i nie jest to zasadą (twierdzi tak nawet ciotka wiki).
Mogę dostać ciasteczko w nagrodę? Nie wiem, czy na temat, ale wymieniłam znane mi różnice :)
A propos zasadniczej-pomniejszej różnicy, oczywiście chodziło mi o musical filmowy :) W filmie muzycznym bohaterowie mogą śpiewać występując na scenie, nagrywając w studio, czy w innych umotywowanych realnie okolicznościach. Śpiew w musicalu jest wyrwany z konwencji realizmu i to stanowi jego odrębność gatunkową. Pisząc, że w musicalu śpiew zastępuje dialogi nie twierdziłem, że zastępuje je kompletnie, jak w "Parasolkach z Cherbourga". Dziękuję za odpowiedź i zgadzam się :)