Ogólnie to film nawet fajny. Fabuła ciekawa, dobra gra aktorska, poczucie humoru. Plus jeszcze za tego psa, Samsona (o ile tak to się pisze), Eddiego. Szkoda, że były z nim tylko trzy sceny, bo oczu od niego nie można oderwać. ;] Jednak jest też kilka minusów: 1. Te bitwy na żarcie, np. na stołówce: dwie osoby rzucą w siebie musem jabłkowym, a za chwilę robi to kilkadziesiąt (lub kilkaset) innych osób albo ta sama sytuacja na lekcji gotowania, tylko że tam było mniej osób. Nie podobało mi się też takie jedzenie palcami (np. tego fioletowego sosu) i w ogóle jedzenia, jakby ci ludzie sztućców w domu nie mieli, miksowanie bez przykrywki, czyli robienie jednego wielkiego bałaganu w kuchni. Minusem jest też wiek postaci, np. DB'ego, niby wszyscy z nich chodzą do liceum, a ten wygląda jak 10/12-latek. Najgłupszą rzeczą było zakończenie, nie to, że wygrała Bridget, bo uważam, że jej się to należało i wygrała słusznie, tylko to, że Eddie się popłakał (no prawie), bo przegrał. Po pierwsze: spóźnia się o godzinę na konkurs, więc już powinien zostać zdyskwalifikowany. Po drugie: pomagała mu druga osoba, jego ojciec. Po trzecie: myślał, że wygra z osobą, która gotuje przez prawie pół swojego życia, poświęca gotowaniu cały swój wolny czas i wkłada w to wiele serca, pracy i widać, że się stara (chodzi mi o Bridget), a on przecież jest kompletnym amatorem i gotuje od zaledwie paru tygodni (ok. 1/2 miesiące)! Oczywiście jeszcze jedną rzeczą, która psuła film był nasz beznadziejny polski dubbing, szczególnie u Kimberly. Jednak pomimo tych kilku wad, film się przyjemnie oglądało i polecam każdemu, kto jeszcze nie widział. Moja ocena - w temacie. ;)