Kino ekscentryczne od Wesa Andersona. Kto widział choć jeden film tego pana, ten wie, czego mniej więcej się spodziewać. Kto jeszcze z tym twórcą przyjemności nie miał, ten na swój pierwszy cel spokojnie wziąć może właśnie "Moonrise Kingdom", bo to bez cienia wątpliwości jeden z najbardziej urokliwych obrazów reżysera.
Ekran znów zaludniają postaci "lekkich dziwaków", humor jest z reguły subtelny, acz czytelny, a warstwa wizualna - palce lizać. Co do fabuły, dostajemy tu wdzięczną love story w wersji "mini", jako że bohaterami jest dwoje małoletnich uciekinierów zakochanych w sobie po uszy. Wśród dorosłych, którzy zresztą z reguły są bardziej nieodpowiedzialni i nieporadni niż same dzieci, pojawia się plejada gwiazd z odbytym już, z reguły pokaźnym, stażem (Willis, Murray, Keitel, Norton). Trudno im się dziwić, że dali się porwać wizji twórcy "Rushmore" - jego nazwisko to już w zasadzie marka sama w sobie. Nastrojowe, ujmujące kino "z innej bajki". Uwaga! Wpływa dodatnio na samopoczucie!