PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=835084}

Kocham cię, teraz umieraj

I Love You, Now Die: The Commonwealth Vs. Michelle Carter
7,1 2 245
ocen
7,1 10 1 2245
Kocham cię, teraz umieraj
powrót do forum filmu Kocham cię, teraz umieraj

Dokument ten jest niestety bardzo źle poprowadzony, niby podzielony na 2 części: oskarżenie i obronę, ciężko tu jednak o obiektywne i dogłębne poznanie sprawy. Niesamowicie jest to dołujące zwłaszcza,że jako ludzie XXI wieku, często, czasem nawet głównie, kontaktujemy się ze sobą pisemnie oraz chyba każdy z nas poznał choć jedną osobę z większymi problemami, nierzadko też, jak w tej sprawie, z myślami samobójczymi. Miło byłoby w takim wypadku dowiedzieć się jakie znaczenie prawne mają wysłane przez nas wiadomości i czy są tak samo ważne jak słowa podczas rozmów 'face to face'. Nie zrozumcie mnie źle, ale chyba nie jestem jedyną osobą, która trochę inaczej rozmawia w chwili gdy widzi drugiego człowieka, jego mimikę, gesty i słyszy ton głosu, niż gdy wszystko czytam własnym i nie mam nawet pewności, czy to z tą osobą rozmawiam, bo przecież ktoś mógł zabrać mojemu rozmówcy telefon.
Co do wyroku był on dla mnie równie niezadowalający, w świecie w którym występuję termin 'wolność słowa' oraz fakt, że bez twardych dowodów ciężko kogokolwiek uznać za winnego, bo w naszych czasach nie jest już tak trudno je znaleźć, znajduje się sprawa w której ostatecznie winnym uznaje się dziewczynę na podstawie wiadomości do znajomej w której zwierza się z tego, że powiedziała przez telefon, co nie zostało udokumentowane, chłopakowi właśnie odbierającemu sobie życie, by to kontynuował. Oczywiście można powiedzieć, że na takie wnioski nasunął mnie, właściwie narrator całego dokumentu, dziennikarz. Zapewne to prawda i mnie to frustruje, bo po to oglądam dokument, by sama dojść do tego co moim zdaniem jest dobrem co złem, a nie podążać za głosem osoby, która powinna być obiektywna.

ZefAlien

Nie można rozdzielać odpowiedzialności za słowa wypowiadane ustnie od tych pisanych w sms-ie, emailu czy listownie. Stworzyłbyś w ten sposób bardzo niebezpieczny precedens, który miałby skutki, o jakich nie masz nawet pojęcia.

Gdyby prawo zaczęło łagodniej traktować np. sms-y, powołując się na twoje błędne założenia, mogłoby dojść do przykładowych sytuacji:

- ktoś wysyłający ci pogróżki sms-ami mógłby łatwo uniknąć kary, powołując się na stworzony przez Ciebie precedens

- wszelkiej maści stalkerzy, nękający kogoś nawet latami, mogliby uniknąć odpowiedzialności, twierdząc, że w sms-ach pisali coś, czego nie powiedzieliby ofierze w twarz

Więcej przykładów nie chce mi się przytaczać. Rusz głową.

Proponowany przez ciebie precedens wynika z tego, że nie rozumiesz, iż krzywda powstaje u osoby pokrzywdzonej (a nie krzywdzącej) i forma otrzymania wiadomości nie ma tu znaczenia, lecz sam fakt otrzymania pogróżek, czy przykrych słów. Są na to dowody naukowe.

Sony_West

Nie zrozumiałeś tematu. Nie chodzi o to, że słowa były wypowiedziane, a jedynie o to, że nie ma dowodu na to, że ona coś mówiąc namawiała tego chłopaka do tego, by wrócił do samochodu i dokończył samobójstwo. Jest dowód na to, że rozmawiali. Nie ma dowodu na to, że któreś z nich mówiło to czy tamto.

Gdyby oni (sędzia, prokuratura) mieli to na piśmie, jak smsy, mogliby budować na tym oskarżenie, jednak oni mieli zeznania jej koleżanki, która mówiła, że ona tego chłopaka namawiała (w rozmowie telefonicznej, nie spisanej, nie nagranej) do powrotu do samochodu i zabicia się. Chodzi o to, że tak naprawdę nie wiadomo co oskarżona powiedziała w rozmowie telefonicznej temu chłopakowi, a na tym, co RZEKOMO powiedziała, oparł się cały wyrok. Zignorowano twarde fakty, całą historię korespondencji, jak i historię psychiatryczną obojga (w tym brane przez nich leki). To, co było udokumentowane zostało zignorowane, natomiast wyrok sędzia wydał na podstawie domysłów, co też ona powiedziała przez telefon w tym jednym momencie.

Równie dobrze mogła powiedzieć, żeby wracał do domu czy coś jeszcze innego. Nie wiemy co powiedziała i nawet ona mogła nie za bardzo wiedzieć co powiedziała kontaktując się po dłuższym czasie z tą koleżanką, dlatego że człowiek targany wyrzutami sumienia często ma błędne wyobrażenie na temat tego, co się zdarzyło i co mówił w takiej przełomowej bardzo stresującej sytuacji.
Ta dziewczyna od długiego czasu żyła z myślą, że ten chłopak chce się zabić, ciągle jej o tym mówił, zalewał ją tą wizją. Wyraźnie wykazano, że jej już się mieszało co się z nim dzieje, że traciła wyczucie czy on żyje, czy już się zabił, czy np. nie wiadomo gdzie jest i czy się przypadkiem nie zabił. Na podstawie interpretacji tego, co powiedziała do tej swojej koleżanki, sformułowano całe oskarżenie, nie mając żadnych dowodów na to, że mówiła do chłopaka, to co jej przypisano.

Sędzia podkreślił, że nie skazuje jej za to, co pisała w smsach, ale za to, że przez telefon powiedziała chłopakowi, który wysiadł z auta, żeby do niego wrócił i się zabił. Na to, że ona to powiedziała nie było ŻADNYCH DOWODÓW. Tak więc wyrok został wydany w oparciu o nic.


Natomiast co do kwestii kontaktów przez net. Ja osobiście jakoś zawsze pamiętam o tym, że "po drugiej stronie kabla" jest człowiek i uważam, że przez net trafia się nawet głębiej, więc tym bardziej też można łatwiej zranić i ogólnie mieć silny wpływ (pozytywny bądź negatywny) na drugą osobę. Ale należy pamiętać, że to działa w obie strony. I ładnie to akurat widać w przypadku kontaktu tej pary, że to, co pisał do niej ów chłopak ogromnie mocno na nią wpływało. Oskarżenie rozpatrywało wpływ jedynie ostatnich jej wpisów na chłopaka, ale kiedy ujawniono całość korespondencji można dojść do wniosku, że wpływ na dziewczynę tego, co on do niej pisał, był silniejszy. Ona zupełnie straciła rozeznanie w tym, co on jej powtarzał, a co się stało. Gubiła się w tym czy on żyje, czy się zabił, nawet kiedy przed chwilą z nim pisała potrafiła mieć wrażenie, że on już nie żyje. I to jest ta kwestia różnicy między obcowaniem na żywo, a obcowaniem przez net, że można się tak pogubić czy nie zrozumieć. Można stracić poczucie czasu, zagubić się w chronologii, czy mylić to, co się czyta czy pisze z tym, co się pomyślało lub nawet wyobraziło, bo to wszystko tak jakby dzieje się w naszej głowie. I to dobrze, że chociaż część osób w ogóle to dostrzega i że w tym filmie nawet stwierdzono, że można taki kontakt odbierać czasem jak halucynację. To jest prawda i należy brać to pod uwagę.

Nie chodzi o twierdzenie, że nękanie kogoś przez net powinno być traktowane łagodnie czy w ogóle nie karane, jak to interpretujesz, chodzi o fakt odmienności kontaktów przez net od tych twarzą w twarz.

ocenił(a) film na 7
ZefAlien

Myślę, że dokument pobudza do zadania sobie pytań natury etycznej i nie narzuca żadnej natarczywej puenty - jak to ma często miejsce w amerykańskich produkcjach. Ale z uwagi na to, że jest to mini serial dokumentalny, który posiada reżysera, a my jesteśmy tylko widzami, a nie prawnikami, którzy mają wgląd w kompletny materiał dowodowy, oczywiste jest, że otrzymujemy tylko subiektywny wycinek całości wybrany przez reżysera. To są tylko wybrane wiadomości online, fragmenty videodziennika ofiary, wyselekcjonowane fragmenty wypowiedzi osób i urywki nagrań z procesu. Na tym polega dokument. I mimo przedstawionego werdyktu sądu, nie odczuwam żeby autor narzucał jakaś interpretację zdarzeń czy piętnował kogokolwiek...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones