Oczarowała mnie przede wszystkim końcówka tego filmu. A najbardziej kwestia wygłoszona na łódce: "Sposobem, by zwalczyć strach, jest żyć pełnią życia tak, by nie było na niego miejsca. Strach rośnie w pustce, synu. Więc po prostu ją wypełnij, Teddy. Wiem, że potrafisz".
Wypełnić pustkę, żeby pozbyć się strachu. Wypełnić pustkę, by cieszyć się życiem. Prosty patent na bolączki naszego współczesnego znerwicowanego społeczeństwa, prawda? Oczywiście bardzo istotne jest, czym się ową pustkę wypełnia. Być może to jest nawet najważniejsze.
Z lekkim zdziwieniem (bo nie spodziewałem się po tym filmie zbyt wiele) muszę stwierdzić, że jest to dobre, zaskakująco dobre, zabawne, mądre, dość oryginalne i niezwykle pozytywne kino. I pomyśleć, że obraz ten wyszedł spod ręki byłej gwiazdy sitcomu "Friends" Courteney Cox. To się nazywa postęp, brawo!
Jak dla mnie akurat ostatnie 15 minut to nieco nieznośne nagromadzenie ckliwości i banału, co nie zmienia faktu, że to całkiem przyjemny film.
Dość nietypowa rola Seanna Williama Scotta po głupawych rólkach erotomana z
"American Pie" czy z takich samych estetyki "Ostrej jazdy", film naprawdę dobry,
wzruszające jednak spotkanie z Vicky, klimat małych miasteczek, może trochę
niepotrzebna ta homopropaganda, bardzo fajna rólka Grety, potwór z jeziora,
w niektórych przypadkach film przypominał mi "Garden State", ale tylko trochę,
rozśmiesza mnie epizod aktora grającego sadystycznego strażnika Byrona Hadleya w "Skazanych na Shawshank"
tutaj ojca głównego bohatera Teda epizodycznie, nie do końca rozumiem o co chodzi z tą matką,
że mieszka z jakąś babką, tylko, że nie jest to najważniejsze w tym filmie.
Seksowna Elisha jest tylko na chwilę w filmie, a szkoda.
Jakby umarł w tym jeziorze Ted nie wygłosiłby tego monologu, stąd trudno uznać to
za spoiler.
Jak dla mnie nie ma czego się doszukiwać w tym filmie, ciekawa tematyka i fajnie zagrany. Trochę momentami naciągany ale za to lubimy amerykańskie kino. Lepiej obejrzeć jak nie obejrzeć;)