Muszę przyznać, że pomijając nieudolną fabułę i brak humorystycznych momentów w filmie, to
bardzo spodobał mi się Aaron Echart w roli Adama. Wszystkie postaci były nijakie, lecz on potrafił
czasami wywołać współczucie i pokazuje na ekranie sporo ludzkiego dramatu. Według mnie
wypadł przekonująco, było mi go żal, a scena, w której znajduje się ranny w mieszkaniu jest
przejmująca-monstrum Frankensteina okazuje się być prawdziwym człowiekiem, z krwi i kości.