Film do którego mam gigantyczny sentyment. W wieku szczenięcym, był jedną z mych ulubionych pozycji na VHS-ie. To się naprawdę oglądało - kino drogi pełną gębą. Goldberg i Belushi tworzą pamiętny i doborowy duet, obdarzając swe postacie zgrabnie zarysowanymi osobowościami - kamera lgnie do nich jak pszczoła do miodu.
"Homer i Eddie" stanowi zgrabną kompilację komedii i dramatu, gdzie roi się zarówno od zabawnych monologów jak i wzruszających nut.
Na dokładkę całość przeplata genialny podkład muzyczny chociażby z pamiętnym "Living in the jungle" Richie'go Havens'a.
Lata mijają, a moje odczucia do tego filmu pozostają niezmienne - wciąż jest to dla mnie niezmiernie sympatyczne i niepowtarzalne filmowe doznanie.