Niestety jest to słaba kontynuacja. W końcu, jak to bywa w długich seriach, ktoś musiał wpaść na jakiś beznadziejny pomysł do fabuły. Cały ten pomysł z sektą jest idiotyczny, wręcz nielogiczny. Niepotrzebnie zmienia wyobrażenie o mordercy - Michaelu Myersie, którego tak świetnie wprowadzono do świata horroru. To głupie, że ktoś stoi jeszcze powyżej niego i daje mu rozkazy. Poza tym można było się uśmiać w scenach, które w sposób beznadziejny miały przestraszyć widza - ktoś nagle popycha bohatera, "o dziwo" okazuje się, że to nie Myers, a jego przyjaciel, a przy tym mamy ten niezwykle poważnie brzmiący dźwięk, haha. Powiedziałbym, że wręcz rozluźnia to klimat filmu, który nie jest jego najmocniejszą stroną. Myers jednak wciąż efektownie i efektywnie zabija swoje ofiary. Wciąż mamy dobrze grającego Donalda Pleasence'a (niestety zmarł w tym samym roku) oraz bardzo dobrą muzykę. Niestety fabuła, a także słabiutkie zakończenie psują wszystko. Moja ocena: 3/10.
klimatyczny film, pomysł z tą pseudoceltycką sektą nie taki zły, tylko niepotrzebnie z tym przesadzili na końcu, mogli to pozostawić w mroku tajemnicy, ale amerykańce tak mają z reguły, że zbyt wiele wywlekają na światło dzienne, mimo wszystko dobrze, że nie zrobiono 6 części w stylu 2 poprzednich bo zrobiłoby się już trochę nudno
Pomysł na sektę widać już w przedostatniej scenie części czwartej. Kto oglądał uważnie, ten wiec, o czym mówię.