Tytuł brzmi nieco prowokacyjnie więc słowem wyjaśnienia: przez cały film oglądałem go w przeświadczeniu, że to bohater grany przez Brosnana jest [...] (tu powinno pojawić się najbardziej wulgarne słowo jakie tylko możliwe) podczas gdy końcówka filmu przynosi nieoczekiwaną dość, jak dla mnie, refleksję.
Okazuje się bowiem, że choć Ryan jako pomysłodawca całej tej intrygi dalej jest s***m to, co gorsza z ofiary (jaką wydawała mi się uprzednio) Abby okazuje się być zimną suką, która w całej tej intrydze także maczała palce, a po co? Po to tylko, żeby dowalić mężowi za zdradę? Nie bronię zdradzających ale za coś takiego to ona, a nie ich córka (której nic się nie stało i nie działo) powinna tak dostać po d*** żeby jej piętami wyszło!
Już dawno nie widziałem tak trzymającego w napięciu filmu.