Pewnie wiele osób zarzuca, że te rozmowy nie są zbyt wnikliwe i głębokie. Też mi to nieco przeszkadzało w pewnym momencie. Ale im dalej w las, tym bardziej można rozumieć, że taka forma dokumentu wymaga pewnego dystansu.
To nie jest przygotowane studio na kanapie, gdzie każdy ma czuć się komfortowo. Tylko siedzący na balkonie obcy facet z kamerą. Skupia się na tym, by to jednak był film o ludziach, a nie o nim, więc oddaje "scenę" i mikrofon ludziom. I każdy opowie tyle, na ile sam się zdecyduje.
Facet pytający trochę ironicznie o tym, czy nie czuje się jakimś księdzem w konfesjonale trochę tłumaczy, skąd może brać się ten dystans. Gdyby był wścibski dla ludzi wyciągając w historie z głębszych emocji, to mógłby szybko zostać uznany jeszcze większym creeperem.
No i film musiałby trwać z 4h, albo opowiadać historię najwyzej z 4 osób, a wtedy miałby już zupełnie inny charakter i pomysł straciłby sens.
Dzięki temu mamy taki dość powierzchowny obrazek, gdzie ludzie tylko przechodzą, a nie przychodzą siedzieć na kozetce.
Dlatego po dłuższym namyśle uważam, że zmontowano go z dużym wyczuciem i mądrze, w dobrych proporcjach, dzięki czemu jest taka przelotna i dość powierzchowna historia o ogólnym widoku z balkonu. W dodatku ogląda się to tak dobrze, że nie odrywałem wzroku nawet na sekundę.