Zrobiłem mega błąd najpierw czytając książkę a potem o potem oglądając film. Sam początek - ok, nie każdy musiał wiedzieć że Tyrmand został przez niemców nominowany do nagrody żółtej gwiazdy....poza tym -warszawskie getto bardziej "zażre" niż kresowe białoruskie ostępy. Ale dalszy Filip jest cieniem swojego literackiego pierwowzoru. Filip z ksiązki -świadomie wybrał wpisaną w dokumenty narodowość francuską (rodzice z dwóch krajów) bo chciał móc w miarę bezpiecznie dostać się do Anglii. Filmowy - został powołany przez Stanisława ;) Swoją karierą robotnika - niewolnika książkowa postać starała się sterować wykorzystując okazje....i czerpiąc z miejsc gdzie jest wszelkie możliwe profity szykując sobie pozycje do kolejnego skoku. Filmowy Filip zaś....no żyję dobrze, korzysta....ale to jakby porównać niegodziwców - Pablo Escobara i faceta co na parkingu "pilnuje samochodów" za 5 zł bo "pan/pani wie....tu wycieraczki i lusterka kradną więc mogę popilnować". W książce mamy cynika który przemienia się w romantyka by zostać furiatem.... w filmie....postać od początku do końca tragiczną. Życiowego surfera....jadącego na fali. Spodziewałem się czegoś innego, co innego dostałem. Wychodząc z kina mieliśmy biegunowo odmienne uczucia. Osoba nie znająca ksiązki - była zachwycona, ja - zniesmaczony. Ale po oddzieleniu książki od filmu....opowieść wydaje mi się całkiem fajna, miło opowiedziana, na pewno wielkie brawa dla p.Eryka - jako Filip filmowy -10/10!!! super oddał emocje tej postaci. Świetny aktor, wielka charyzma.