Słowo „faworyta” idealnie oddaje klimat filmu w przeciwieństwie do oryginalnego „The Favorite”. Polski język jest znacznie bardziej fascynujący niż angielski czy francuski, jeśli chodzi o cechowanie rzeczowników. U nas nawet kawa i herbata mogą być kawkami, kawskami, herbatkami i herbaciskami. Słowo „faworyta” to co prawda nie zgrubienie, ale samo jego brzmienie jest nacechowane negatywnie. Brakuje mi takich smaczków w angielskim i francuskim.
Ja Cię rozumiem w każdym słowie.
Brzmienie słowa "Faworyta" jest ciężkie, twarde, rzekłabym, że mroczne. Tylko języki słowiańskie to potrafią zrobić z wyrazem.
To dobrze, ze polski tytul dokladniej oddaje sens oryginalu. Z drugiej strony to zle, ze mamy w jezyku tyle obcych zapozyczen.
Niby tak, chociaż akurat wszystkie te słowa z rdzeniem "favor" pochodzą z łaciny, więc nie tylko my pożyczamy. :)
to nie koniecznie "zapożyczenia". po pierwsze język jest żywy, więc to wgl źle sformułowane zdanie. znaczna część "polskich" słów nie jest "polska" jako tako, w rozumieniu potocznym, ale każdy od urodzenia używa, mama używa to nazywasz polskim słowem. języki ewoluują, zmieniają się, uzupełniają, wpływają na siebie, wiele ma wspólny źródłosłów... to jak opinie w komentarzach Polaków, nazywających imię Brian czy Jessica nie-polskimi, ale już Helenkę, Tomka, Dawida polskimi...co w takim razie nazwałbyś czysto polskim słowem?
I niestety za tą "fascynację" płaci wielką cenę - totalną niepraktyczność w komunikacji będącej sensem istnienia języka.
Może i po angielsku nie wypowiesz nic "ze smaczkiem", ale łatwo się go nauczysz, łatwo wymówisz i łatwo dogadasz się z każdym na świecie - może właśnie dla tego takie języki podbijają świat, a te "fascynujące" wymierają...
No i co z tego .Chińczyk z Anglikiem się nie dogada gdy ten pierwszy nie zna angielskiego, a Polak weźmie Chińczyka do sklepu ,potem 0,7 zgłoś się i po godzinie będą nawijać jak bracia ,Polak po chińsku a tamten po naszemu.I gdzie tu widać wymieranie. Polska język ,dobra język.
Myślę, że takie mityczne anegdoty, powtarzane w koło na pocieszenie, chyba najlepiej oddają stan rzeczy o którym piszę.
Daruje sobie ,ale nie pisz głupot o tym ze jakieś "fascynujące" języki wymierają.Chyba ze za "fascynujący" uważasz języki Indian z obu Ameryk lub jakiegoś gaworzenia plemiennego z Afryki nie występującego nawet w systemie pisanym.
W ciągu tego wieku populacja ludzi mówiących po polsku zmniejszy się z ok.60 teraz do ok.20 milionów w 2100 roku a więc 3 razy podczas gdy liczba ludzi mówiących po francusku wzrośnie o ok 10 milionów, a po angielsku o ponad 100 milionów w samych tylko krajach anglojęzycznych . Polski i jemu podobne są następne w kolejce do wymarcia, zaraz po Indianach.
Wszystkie oficjalne dane masz pod nosem, wystarczy chcieć się zapoznać.
Konfrontacja z rzeczywistością to już twój problem.
Najłatwiej jej zaprzeczyć, trochę trudniej zaakceptować, zwłaszcza z takim bólem dupy, ale powodzenia
Stary ,ty czasem czytasz swoje posty?
"W ciągu tego wieku populacja ludzi mówiących po polsku zmniejszy się z ok.60 teraz do ok.20 milionów w 2100 roku a więc 3 razy podczas gdy liczba ludzi mówiących po francusku wzrośnie o ok 10 milionów, a po angielsku o ponad 100 milionów w samych tylko krajach anglojęzycznych "
Ty jesteś jakaś wróżka czy co? Za dużo TVP kolego.
Oczywiście, że jestem wróżką, posiadam magiczną zdolność czytania statystyk i prognoz demograficznych, zbyt skomplikowane dla cb co? Łatwiej gapić się w TV
Oj tam,nie ma co płakać.Łyknij sobie to na poprawe humoru.
https://www.filmweb.pl/film/O+pelikanie%2C+kt%C3%B3ry+chcia%C5%82+by%C4%87+cz%C5 %82owiekiem-2004-232691
Raczej masz. Gdybyś mi napisał ze za 80 lat lodowce na świecie stopią się o ileś tam % ,lub ze będą już jakieś chaty na marsie to zaakceptowałbym taką wizje przyszłości-rzeczywistości ,ale ty napisałeś ze w 2100 roku będzie mówić po polsku ino ok. 20 mln ludzi, o francuskim,angielskim i ble ble,opierając się na statystykach i prognozach demograficznych. I to się nazywa akceptacja rzeczywistości??? Jeśli tak ,to nieźle odjechałeś.
Podam ci przykład tego co jest rzeczywistością ,która na pewno się wydarzy.Otóż w pewnym momencie każdy człowiek na tej planecie wyciągnie kopyta.To fakt.A nie bzdury ze "fascynujące" języki wymrą czy tez wymierają.
Dlaczego wg cb statystyki i prognozy demograficzne to bzdury a statystyki i prognozy na temat zmian klimatycznych czy rozwoju technologii już nie?
Za mniej więcej 10 lat zrozumiesz o co mi chodziło, o ile jeszcze będziesz mówić po polsku.Teraz odpuszczam temat ,nie chce mi się gadać.
Bo przez takich lewaków jak ty właśnie wymiera, co nie umieją uszanować piekna swojego jezyka, tylko zastepują go obcymi zwrotami żeby pokazać jacy to oni są ''cool'' Ostatnio nawet byłem świadkiem jak grupka młodych ludzi ogladając jakiś film z Netfliksa na telofonie komentowała go w sposób że jest on bardzo.. ale to bardzo "creepy"...po prostu żałosne! Zupełnie jak te osoby co nazywają swoje dzieci Jessica albo Brian.
Nie wierzę żeby język polski wymarł, bo jesteśmy jednak sporej wielkości narodem i w dodatku jest bogata literatura w języku polskim. Języki tak łatwo nie wymierają. Nie ma żadnych sensownych przesłanek by zwiastować tego typu przebieg wypadków. A wplatanie obcych słów do rodzimego języka nie powoduje jego wymierania, nie popadaj w paranoję. Nie łączyłabym też tego z żadnym lewactwem. Po prostu współcześnie, szczególnie jeśli chodzi o młodzież, ludzie używają dość często języka angielskiego choćby do kontaktów na facebooku, bo jest to po prostu język uniwersalny umożliwiający porozumiewanie się z ludźmi z różnych krajów - z całego świata. To normalne, że się od czasu do czasu wplecie jakiś wyraz. Raz się to zrobi przypadkiem lub dla żartu, a kiedy indziej z wygody. Jest w angielskim określenie creepypasta, dla którego to wyrazu nie ma polskiego odpowiednika. Jedna jutuberka (konkretnie Jaśmin mieszkająca w USA) mówi na to ciarowklejki :) (o ile mi wiadomo ona właśnie wymyśliła tę polską nazwę) Przyjęło się używać przy komentowaniu takich historii i filmików, że "aż mi ciary przeszły"/"niezłe ciary", ale i też często wygodnie jest użyć słowa "creepy". Jest krótkie i jakoś tak kojarzy się swoim brzmieniem z tym o co tu chodzi. Po prostu polskie "straszliwe" czy "przerażające" jakoś do tego nie pasuje. I absolutnie nie dlatego, że język polski jest taki niefajny, a angielski taki "cool", ale po prostu wyrazy mają swoje brzmienie i historię. Jest cała masa sytuacji, gdzie z kolei "straszny/straszliwy" brzmiałoby naturalnie, a użycie "creepy" idiotycznie. Są też wygodne skróty typu LOL, OMG, BTW, których się używa pisząc na podobnej zasadzie jak emotikonów i na serio nie przesadzajmy już z tym udawaniem, że to niby jest szpanerstwo (bycie "cool") albo że prowadzi do zagłady języka polskiego, bo to po prostu śmieszne.
Z tymi imionami też bym tak nie odlatywała, bo poza kwestią okresów związanych z modą na jakieś głupie imiona typu np. w PRL Isaura :)))) to ludziom po prostu potrafią spodobać się zagraniczne imiona i wcale niekoniecznie angielskie. Jeśli Austriak daje córce na imię Natascha (tak zapisując to rosyjskie imię) to sądzisz, że chce szpanować znajomością rosyjskiego albo że jest to czynnik prowadzący do zaniku języka niemieckiego?
ej, _Betejger_filmweb, a jak to jest, że sam przybrałeś sobie jako nick (czy jak by to określić) angielsko brzmiące James Betejger skoro uważasz to za takie żałosne?
Polskie imiona maja swoje odpowiedniki w angielskim, tak jak Andrew to Andrzej, na Facebooko podpisuje się Jakub Betejger czasami skrutem JB albo Kuba, to zupełnie co innego, wykorzystuje to jako pseudonim ale bez przesady by ktoś na ulicy lub w urzedzie zwracał się do mnie James lub Jim, bo jednak nadal w Polsce obowiązuje jezyk polski a nie angielski, nie jesteśmy narodem dwujezycznym tak jak Szwajcaria.
Czyli jest dla Ciebie w porządku używanie swojego imienia (czyli czegoś bardzo osobistego) w wersji po angielsku, a nie po polsku, ale jeśli chodzi o jakiś inny wyraz np. wspomniane "creepy" to według Ciebie jest to już żałosne lewactwo.
I ciekawe, że wspominasz o tym, że nie jesteśmy krajem dwujęzycznym, bo paradoksalnie to właśnie przecież podkreśla niewłaściwość (według Twych standardów) Twojego postępowania. Nadano Ci polskie imię, a używasz jego angielskiej wersji.
Moim zdaniem mylisz pojęcia. Język angielski nie jest popularny ze względu na jego "łatwość", z którą się zresztą nie zgadzam. Prawidłowa angielska gramatyka wcale nie jest łatwa ze względu na ich system czasów. Do tego nie jest to język fonetyczny, jak np. polski, co też utrudnia naukę. Każdy język ma łatwiejsze i trudniejsze elementy. Gdyby język polski był szerzej stosowany, to też ludzie by się go uczyli. Po prostu mówiliby z błędami, tak samo jak osoby nieanglojęzyczne mówią po angielsku z błędami.
Oczywiście nie jest to główna przyczyna jego popularności, ale na pewno ma w tym swój udział.
Wszak bilans tych łatwiejszych i trudniejszych elementów wedle wszelkich sondaży, rankingów i opinii językoznawców stawia ten język w wysokiej czołówce tych "najprostszych" w nauce.
Z pewnością byłoby jak mówisz, ale pewnie nawet to byłoby znacznie trudniejsze, niemniej szanuję twoje zdanie.
Widać, że ten komentarz pisała osoba mało inteligentna. Dawno takich głupot nie czytałem pisanych z taką pewnością siebie.
Ale dlaczego uważasz, że słowo "faworyta" jest nacechowane negatywnie? Dla mnie absolutnie nie jest, więc to raczej kwestia osobistych skojarzeń. W języku polskim "faworyta" faktycznie kojarzy się ze dworem. W czasach współczesnych dla opisania osoby w analogicznej sytuacji nie używa się już tego słowa. Powiedziałoby się raczej "ulubienica". Angielski tytuł jest więc bardziej uniwersalny (w sensie nie powiązany z czasami), a polski doprecyzowany, co wynika jednak głównie (czy raczej wyłącznie) ze skojarzenia tego wyrazu z czasami, nie jego sensu jako takiego. Tzn. może akurat Tobie na dźwięk tego słowa nie przychodzi do głowy od razu dwór, ale zaręczam Ci, że wielu osobom jednak tak. Co do brzmienia jest faktycznie piękne, takie mocne/dosadne, bardzo wyraziste, pełne/ciężkie w brzmieniu. Jednak po angielsku też brzmi dobrze. Jednocześnie oczywiście są wyrazy brzmiące lepiej po angielsku niż po polsku i takie, które brzmią lepiej po polsku niż po angielsku, aczkolwiek oczywiście zawsze _dla_kogoś_, bo ocena tego w dużej mierze zależy od osobistych preferencji, więc jest subiektywna.
Co do smaczków to z kolei zależy jakiego rodzaju smaczki. W angielskim np. są bardzo piękne wieloznaczności tego rodzaju, że np. słowo "blue" może oznaczać zarówno niebieski jak i smutny. To trochę tak jakby porozumiewać się wielowymiarowymi symbolami. Dane określenie z użyciem tego typu wyrazu można odczytać na wiele sposobów. Pozostaje to pewne niedopowiedzenie, dodatkowa warstwa znaczeniowa danej wypowiedzi. Jak coś ukrytego czy zaszyfrowanego, co się jednak cały czas czuje. Osobiście bardzo lubię ten smaczek. I w ogóle właśnie coś takiego nazwałabym smaczkiem, nie natomiast jako takie brzmienie wyrazu. Choć zgadzam się, że brzmienie "faworyta" jest przyjemnie dosadne, pełne i ciężkie. Kojarzy mi się z przepychem, jednak myślę, że ten jego odbiór brzmienia może być całkowicie wynikiem skojarzenia z życiem dworskim i znaczeniem faworyty na dworze.
Zgodzę się, że po polsku można tworzyć w bardzo piękny i złożony sposób jak np. tworzył Schulz. W pełni wykorzystywał ten swoisty przepych naszego języka. Po angielsku chyba tak się nie da, bo jest na swój sposób prostszy. Same słowa, ich brzmienie - to jest tam jakby prostsze, nie mówiąc już o braku tych różnych zdrobnień i innych językowych "zakrętasów". Aczkolwiek mogę się mylić, bo jednak to który język jest dla nas ojczystym ma silny wpływ na nasz jego odbiór - to jak go postrzegamy i czujemy. Tak więc według mnie angielski jest prostszy, jednak ta jego swoista oszczędność sprawia często, że choć usłyszanych/przeczytanych słów wydaje się niewiele, to wywołują dużo w odbiorcy. Natomiast w przypadku języka polskiego jakby więcej jest z założenia dopowiedziane - jawne - i w odbiorcy już tak wiele dziać się przez to nie musi. Ten brak jawności/dopowiedzenia, ta swoista tajemniczość i lakoniczność nierzadko potrafi być źródłem piękna.
Osobiście uważam, że różne języki mają swoje własne oryginalne smaczki, jak i swój własny charakter, coś jak duszę. Ta sama osoba wypowiadając się w różnych językach zachowuje się nieco inaczej - ulega wpływowi języka, którym się posługuje i to jest świetne. Wspaniałe jest także, że dobrze przetłumaczony, czy wyrażony (bo zwykle wierne tłumaczenie nie jest dobrym w sensie literackim) tekst tak różnie - na różne sposoby ciekawie i pięknie - brzmi w różnych językach.
Ty piszesz o znaczeniu słowa, a on pisał o "negatywnym nacechowaniu" samego brzmienia. Dlatego polemizowałam twierdząc, że na nasz odbiór danego słowa ma wpływ to, co z nim kojarzymy i co przez nie rozumiemy (znaczenie).
Jedyne tłumaczenie w dziejach kinematografii, które faktycznie lepiej oddaje film.
Nie jest to słowo nacechowane negatywnie, chyba że odnosisz to do znaczenia słowa nałożnica. Myślę, że polski tytuł jest dosłownym tłumaczeniem angielskiego i ten ostatni właśnie odnosi się do znaczenia takiego słowa jak nałożnica. My byśmy dzisiaj raczej powiedzieli faworytka, więc to raczej archaiczne brzmienie, a nie negatywne. Natomiast pisanie, że język jest fascynujący ze względu na zgrubienia i zdrobnienia jest dziwaczne. To wiadome, że polski język jest bardziej oryginalny w swoim pochodzeniu, natomiast francuski i angielski to takie kreole. Uproszczone formy naszego wspólnego przodka.