Według mnie niewykorzystany potencjał na dobry film. Bruce Robinson spieprzył robotę. Za bardzo
uszczuplił, chociażby (SPOILER ->) Połączył dwie postacie w jedną. Mało brudu, mało syfu, mało
zepsucia i mało gonzo. Było tyle rumu ile na babcinej prywatce. Książka już na odległość nim wali a
podczas jej czytania, nie raz samemu miałem ochotę sięgnąć po dno butelki.
Podzielam zdanie powyżej. Gorący zapijaczony klimat z książki niestety gdzieś uleciał i pozostał tylko niesmak.
Dałem 3 i właściwie sam nie wiem za co. Chyba z litości...
Tego gonzo, to w tej książce, jeszcze nie było za bardzo. Thompson, kiedy po wielu latach od jej napisania przeczytał ją, chciał w niej wiele zmienić, m.in. zabarwić tym stylem, ale odradzano mu to (bo straciłaby swój czar). Ostatecznie pozostawił ją bez większych zmian. Z resztą nie będę się drugi raz produkować i wkleję to co już napisałem w innym temacie.
"Rzeczywiście, film nie powala (choć moim zdaniem ma fajny klimacik) i bardzo daleko mu Las Vegas Parano. Z drugiej strony wg mnie nie inaczej jest z Dziennikiem rumowym przyrównanym do Lęku i odrazy w Las Vegas. Zostało mi jeszcze ok. 50 str. do przeczytania (Dziennika rumowego), ale już mogę śmiało powiedzieć, że można się w tej książce przyczepić do wielu rzeczy: do sposobu pisania, trochę sztucznych dialogów, naiwnych postaw bohaterów etc. Bardzo daleko jej do Lęku i odrazy. Niestety, ale da się wyczuć, że Thompson miał zaledwie 20 lat, kiedy to napisał i nie był jeszcze w pełni ukształtowanym człowiekiem i twórcą. Nie dziwi mnie, że ta powieść przeleżała x lat w jego piwnicy, a kiedy została przypadkiem odgrzebana (legendy mówią, że przez Deppa), miał spore wątpliwości czy ją wydać. Tak więc nie przesadzałbym tak z tymi zachwytami nad książką. Jeśli chodzi zaś o film, to wg mnie jest po prostu niezły."