Dawno się tak nie wynudziłam, pomysł sam w sobie nie jest zły, za to jego przedstawienie woła o pomstę do nieba. Aktorsko tragicznie, zarówno Franco jak i Hudson nie czują kompletnie klimatu filmu, a sposób ukazania emocji ogranicza się do jednej miny wyrażającej myśl co ja tutaj robię. Pomiędzy aktorami w ogóle nie ma chemii, rozumiem, ze orientacja Jamesa stanowi zagadkę, ale po obejrzeniu tego dzieła to zdecydowanie jest lepsze przyciąganie między nim a Sethem...
Franco snuje się niemrawo z kąta w kąt i tak właściwie nie wiadomo o co mu chodzi.Z Kate jest podobnie. Oboje nie są przecież złymi aktorami, może nie wybitnymi, ale bez przesady. To raczej wina reżysera, bo tutaj wszystkie postacie są jakieś takie zagubione, a wątki zagmatwane. Szkoda na to czasu.