Obejrzałem, bo miałem chwilę wolnego czasu. Wiedziałem na co się porywam i w sumie dokładnie to dostałem, chociaż film miał parę swoich niezłych momentów. Niestety jednak jest to sztampowe kino akcji, o którym zapomni się w 15 minut po obejrzeniu. Niestety też jest to kino akcji... bez akcji. Gdzieś tam czasem strzelają czy coś, ale są to tak nijakie strzelaniny, że prawie jakby ich nie było. Seagala na ekranie jest mało i przeważnie siedzi albo porusza się tempem emeryta zwiedzającego park. W scenach walk zawsze jest dublowany, nawet jak jedynie wykrzywia komuś rękę. No i chyba najlepsza scena filmu - dubler Seagala skacze na ciężarówkę, przechodzi na szoferkę i przejmuje kierownicę i nawet nie jest maskowany . Jakiś młody, chudy kaskader z doklejanymi włosami, albo zalizanymi na Segala jest tak widoczny, że wygląda jakby to celowo zamierzone było. Ba - on nawet zerka na chwilę w kamerę . Samego Seagala widać jedynie na kilkunastosekundowych przebitkach odcinających się od tła (nagrywane chyba gdzieś w studio na green-box). To czasem aż śmieszne - jakaś scena walki - widać dublera zamiast Seagala, a chwilę potem ujęcie jego spokojnej twarzy jak stoi zadowolony z siebie. Ujęcie w ogóle nie pasujące do reszty sekwencji. Ale co się dziwić, jak on nawet ledwo chodzi (prawie się toczy) i zasapany jest, jak nawet z samochodu wysiada. A de facto ta scena z ciężarówką była chyba najlepszą sceną z całego filmu i w gruncie rzeczy była całkiem dobrze zrobiona (poza sceną z dublerem. Choć nie wiem - może to specjalnie). I generalnie od bidy się jeszcze oglądało (przynajmniej było parę krwawych scen), ale zakończenie było katastrofalne. Seagal ucieka w kilkanaście sekund helikopterem przed siłą wybuchu bomby nuklearnej, a wszystko to w CGI - woda, bomba, wybuchy, helikopter, a nawet pieprzone rybki. Zakończenie przesądziło o wszystkim i zamiast 4/10 niestety daję 3/10. Film widziałem w Polsacie, czytał Maciej Gudowski.