Historia może być, fajny jest wątek z tym wyniszczaniem organizmu i początek też idzie na plus. Zaczyna się od krwawego zamordowania agenta na przyjęciu, potem niezła sekwencja w domu nastolatków, którzy nagrywają rozbieraną sesję i obserwuje ich Griffin. Potem niestety jest wszędobylska nuda i brak sekwencji godnych uwagi. Bardzo mało scen jest z niewidzialnym człowiekiem, a jak się pojawia to wszystko się ogranicza do śladów stóp, skrzypienia, czy wydawania dźwięków. Twarz Slater'a jest pokazana tylko w kilku scenach - w retrospekcji i na końcu. Inni aktorzy to porażka, aktorstwo jest żenujące. Muzyka jest niezła nawet, chociaż ta z jedynki o wiele lepsza była. Jednak mimo wszystko film można zobaczyć, bo nie jest to aż taki gniot jak większość sequeli robionych jedynie na rynek video. Choć z drugiej strony nic ciekawego tutaj nie znajdziemy, bo poza początkiem nie ma żadnych atrakcji, czy wartkiej akcji.
Eee tam. Nawet niezły film video. chyba nie oglądasz prawdziwych badziewi typu "Męka" czy "Mord w kawałkach".
"Bardzo mało scen jest z niewidzialnym człowiekiem, a jak się pojawia to wszystko się ogranicza do śladów stóp, skrzypienia, czy wydawania dźwięków."...Noooo, na tym polega niewidzialność, że jest niefotogeniczna, ale... już pisząc poważnie, to film lepiej radzi sobie z ta niewidzialnością niż piszesz, ona jest pokazana bardziej kreatywnie niż oceniasz, np.poprzez ciekawą sekwencję roztrącania ludzi w tłumie, gdy niewidzialny gonił policjanta i dr Dalton albo gdy pokazywano ciała w deszczu. Ja bym wzmógł napięcie poprzez większy nacisk na ukazywanie reakcji innych ludzi (to patent pierwszego filmu o niewidzialności, tego sprzed wojny) - operowałbym pokazywaniem zajść z niewidzialnym z perspektywy ludzi wokół - np. w ujęciu jakiejś matki z dziećmi, następnie dzieciątko pokazałoby palcem na coś, ujęcie spojrzenia matki, a tam coś sie unosi, panika, itd. A w ogóle to film nie jest nudny, nieustannie utrzymane jest napięcie. Owszem, po kilkunastu minutach scenariusz staje się prosty, lecz nadal zaciekawia. Przypomniał mi emocje z dzieciństwa, gdy oglądałem słynny film przedwojenny o niewidzialnym człowieku, z świetnymi zresztą efektami specjalnymi, z podobną koncepcją "niewidzialnego" jako okrutnika i pariasa w świecie widzialnym. (Oceniłem na "6", a może dałbym "6,7").