nie wiem jak Wam ale dla mnie pozostawia duży niedosyt... taki koniec bez końca...
Jaki "koniec bez końca"? Ostatnia scena była genialna! Uchwyciła cały sens!
A film godny uwagi, osobiście się dobrze na nim bawiłem (choć z początku może nie wciągać). Taki inteligentny humor.
Michael Douglas był rewelacyjny.
Czujesz niedosyt bo nie zrozumiałeś historii tego człowieka. Dla jasności - zrozumienie tego filmu to raczej kwestia dojrzałości a nie braku inteligencji czy głupoty.
Chociaż z drugiej strony boli, że ludzie chcą mieć jak na tacy podane rozwiązanie, muszą być prowadzeni po filmie jak za rączkę i ma być im wszystko pokazywane paluszkiem. Jeśli tylko jakiś bohater staje się niejednoznaczny, reżyser "wpuszcza" w jego postać odrobinę relatywizmu, to się od razu podnosi larum które najczęściej sprowadza się do określenia: "bez sensu". Przykre to trochę bo to hołduje zasadzie - zagmatwaj scenariusz jak tylko się da aby widz musiał to 10x oglądnąć aby "załapać", ale broń boże nie kontestuj postawy bohatera - ma być abo zły albo dobry, jego motywy mają być jednoznaczne.
Tu akurat motywy postępowania bohatera są bardzo jednoznaczne. Typowy facet - jeśli się o problemie nie rozmawia, to problemu nie ma. Lepiej rzucić się w wir życia... nie ma jutra.
Ale masz rację co do adresata filmu. Trzeba nieco przejść, żeby pojąć o co tu chodzi.
Czegoś jednak mi tu brakowało - mocniejszego osadzenia postaci w przeszłości. Z drugiej strony genialne było przejście od kelnera do pokazania biblioteki...
Sam nie wiem
Daję 6, ale równie dobrze mogłoby to być 8, gdybym oglądał film innego dnia (albo 4? ...)
6
Koniec