Bez książki - ani rusz - takie jest moje zdanie. Wiele rzeczy w filmie zostało potraktowanych... no, pobieżnie. Zbyt pobieżnie. Wiadomo, że cudów nie należy oczekiwać - bo by się film strasznie rozciągnął, jednak niektóre sprawy mogłyby zostać chociaż omówione nieco szerzej - minimalnie, by widz - nie znający książki Silverberga - nie głowił się i nie gubił w domysłach. I nie podobał mi się wątek zakochania się w Portii. Gra aktorska też wydała mi się odrobinę sztywna. Na tym polu obronił się jedynie niezrównany Robin Williams. Sam design robota też wcale niezły.
Ogólnie oceniam film na 6. Jakby nie było, książka o wiele bardziej do mnie przemówiła i wzruszyła. W szczególności wierność Andrew Małej Miss - przez całe swoje dwustuletnie życie pamiętał o niej, tęsknił za nią po jej śmierci i nawet w chwili własnej śmierci powrócił do niej myślami. To dopiero wzruszający moment. Wydaje mi się, że w filmie też by to o wiele lepiej wypadło. Za mało też było w filmie tej walki o uznanie Andrew - najpierw wolnym robotem, a potem człowiekiem. Przez to pytanie, co tak naprawdę czyni nas ludźmi, w filmie wypadło nieco blado.
Uff, ale się opisałam.