Nie moge zrozumiec jakim cudem ktos pozwolil Allenowi wypuscic takiego gniota. Glowna historia jest straszliwie banalna, kiczowata, prostolinijna i do bolu przewidywalna (w zasadzie w moim przypadku byla nieprzewidywalna, bo do konca nie moglem uwierzyc, ze Allen zrobil taki banal). Texty Borisa sa w miare ciekawe tylko na poczatku, pozniej juz sa wtorne a on sam ciagle mowi o tym samym ubierajac to tylko w inne slowa. Watek rodzicow Melody i ich przemiana sa prostu zenujace (konserwatywni, zacofani, potem ulegaja przemianie i sa wyzwoleni i naprawde szczesliwi- Boze CO ZA BANAL!!!). Ja bym ten film porownal do ostatniego "dziela" Eastwooda- Gran Torino. Rowniez wielkie rozczarowanie i rowniez banalny film z banalnym przeslaniem.