Wiadomo, kwestia gustu.
Moim zdaniem film pełen bardzo ale to bardzo subtelnych gestów, ukrytych emocji, niczym ze sztuki japońskiej, co bardzo przypadło mi do gustu. Nie jest to na pewno "amerykanckie szoł", które wywala wszelkie emocje na zewnątrz. Wiele miłych detali, choćby wystroje wnętrz i wzory Chanel. Wkurzała mnie baba na początku - niech się odpierniczy od żonatego. Oczywistym było, że w takiej sytuacji facet poleciał na nią, a ona to bezczelnie wykorzystała.
Aczkolwiek film mnie zainspirował.
mnie się również podobał, ale przeciętny widz szuka lekkiego filmu, z dużą ilością dialogu i masą akcji i najlepiej, żeby tam był superbohater.
I ta muzyka... Uwielbiam scenę w lesie kiedy Igor pali papierosa, a w tle leci litewska pieśń ze święta wiosny.
Mi się tylko nie podoba podkreślenie wartości związku między obojgiem. To ponoć był tylko zwykły, krótki romans, a nie jakaś miłość życia, a sceny końcowe chyba próbują nam pokazać coś innego.
Nie zwróciłam na to uwagi, ale faktycznie dobre spostrzeżenie. Ktoś kto niewiele wie o życiu Chanel czy Strawińskiego różne rzeczy może wywnioskować. A tak z innej beczki - jestem pełna podziwu dla Madsa Mikkelsena - jego gra aktorska to chyba największy plus tego filmu.
Właśnie dla mnie to kompletne fiasko. Cały czas jest stonowany, wycofany, zimny i bez wyrazu. Przynajmniejgra Moglali's jest świetna. No i ta jej bielizna...
A ja postrzegam to kompletnie odwrotnie. To Mouglalis wypadła blado przy Mikkelsenie. Stonowany i zimny? Może tak - to w sumie najbardziej mnie w nim pociąga. Ale na pewno nie powiedziałabym, że bez wyrazu.
Tak czy siak - dobry film i niezła gra aktorów. Pamiętam jak niedawno byłem na koncercie i zagrano parę fragmentów święta wiosny i część widowni wyszła pomimo próśb muzyków.
Żartujesz...? Ach, biedny ten Strawiński, po dziś dzień niektórzy ludzie nie chcą go słuchać.
No ja właśnie specjalnie przyszedłem dla tych fragmentów, ale były średnio zagrane.
Ja przyznam szczerze, że muzyka Strawińskiego szczególna mojemu sercu nie jest, ale jakkolwiek znoszę ją, a czasem nawet lubię sobie posłuchać w wannie z kieliszkiem szampana. ;)
A mnie zafascynowało "święto wiosny" i pietruszka. W związku ze stuleciem premiery będzie można obejrzeć całość w narodowym, ale najbliższy spektakl dopiero 27 kwietnia... Tak w wannie przyjemnie się tego słucha szczególnie koncertu hebanowego, albo tej litewskiej pieśni.
Ja uwielbiam tą scenę w lesie po ich seksie. Przypomina mi inną scenę z filmu o Gainsbourgu jak recytuje Baudaliera w lesie - podobny nastrój. Widzę, też widziałaś ten film.
Niekoniecznie. :)
Sama jestem zwolenniczką takich "subtelniejszych" filmów, większość tego, co oglądam ma swoje lata - a co za tym idzie, specyficzny klimat - ale właśnie tego, o czym mówicie w tym filmie nie czuję. Dla mnie właśnie on jest amerykański, jakby nieudolnie próbował udawać coś lepszego, wyższego...Mam nadzieję, że tą drobną krytyką nie obrażę, bo nie uważam tego dziełka za coś wyjątkowo złego, ale arcydziełem na pewno nie jest. Wolę moje stare, dobre, sentymentalne "Lecą żurawie", haha!
Pozdrawiam~