Mogę powiedzieć, że reżyser poradził sobie z scenami walki w jak najlepszym porządku. Mogę przyczepić się lekko fabularnie - zdarzały się dziury w fabule - małe, ale można było je wychwycić kiedy oglądało się uważnie - nie wpływały za bardzo na całość. W filmie nie ma ani chwili na oddech, na ekranie ciągle się coś dzieje. Efekty specjalne momentami były troszkę kiczowate ale dało się je przegryźć. Bohaterowie w miarę rozbudowani - jak na taki typ filmu -mogliśmy poznać trochę ich życia przez retrospekcje. Oczywiście największą gwiazdą tego filmu jest Brad Pitt który poradził sobie z tą rola, prawie wszystkie sceny kaskaderskie wykonywał sam, więc była możliwość pokazywania scen z różnych kadrów. Było kilka niespodziewanych zwrotów akcji, trochę humoru - można było pośmiać się z sytuacji. Wizualnie film bardzo ładny, niektóre sceny walki były bardzo podobne do siebie ale i tak mi się podobały. Aktorzy dali sobie radę, zagrali przyzwoicie. Reżyser też nie poradził sobie najgorzej.
Przegieli jak Mandarynka przyczepił się do pociągu a potem się po nim wspinał by na deser rozwalić z czachy szybę.
Taki trochę mix Death Proof i filmów Jasonem Stathamem.
Muzyka Bonnie Tyler po japońsku pod koniec filmu wymiata.
Tak, to samo wrażenie. Te dżapańskie bany to zdaje się pod 3 stówki prędkość rozwijają, a tu Mandarynka chodzi po pociągu jak TC po wieżowcu w Mission Impossible (z tym że nie ma żadnych rękawiczek, nawet tych popsutych z odzysku:P) W Marwelu to by może uszło jeszcze, w parodii to lekka niedoróba scenariuszowa ;)
Szczerze mówiąc po trailerze spodziewałem się mimo wszystko większej akcji i jatki w stylu Tarantino. Mimo akcji przez większość czasu film przynudza, a Brad Pitt jakby na siłe zabawny. Choć mimo wszystko wg mnie nieźle zagrał. Duży plus za role Aarona Taylora Johnsona jak dla mnie bardzo dobry aktor i potwierdza to juz w kolejnym filmie.