Tokio po dziwnym wydarzeniu, gdzie miasto zostało zalane. Wszędzie się tytułowe bańki, dzieci ścigają się po mieście metodą parkour, aby w ten sposób zarabiać na życie. Pojawia się dziewczynka, która nie mówi, ale jest w świetna w parkourze, nawiązując znajomość z bohaterem i jego grupą znajomych. Trochę tu Akiry, trochę Małej syrenki (albo Ponyo), wszystkie zasady tego ogólnego anime są tu przestrzegane: dziewczynki, śniadania, krzyczenie.
Bardzo dużo tutaj świetnej animacji. Szybka, szczegółowa i wypełniona kolorami, ciepłem, namiętnością. Podczas parkouru widoki zachwycają, a gdy opowieść staje się emocjonalna, warstwa wizualna nie boi się tego oddawać w surrealistyczny sposób. Dziwnie poskładany to film, ale wystarczająco sympatyczny i wykonany z uczuciem, aby go zaakceptować takim, jaki jest. Nawet jeśli nie bardzo się wyróżnia czymś szczególnym, to w sumie "kolejne anime wysokiej klasy". Z domieszką filozofii Makoto Shinkai, który lubi dowalić czymś z kosmicznej perspektywy. I znaleźć w tym coś romantycznego. Ja to kupuję.
Przyjemny seans. Nawet jeśli momentami czuję się, jakbym oglądał filmową adaptację jakiejś prostej gry zręcznościowej, do której ktoś dopisał fabułę. W sumie przeniesienie na duży ekran takiej "Sayonara Wild Hearts" wyglądałaby pewnie podobnie...