Za dużo i za powierzchownie. Konsumpcjonizm, katastrofa ekologiczna, nadużywanie farmaceutyków, egzystencjalny strach przed śmiercią. Gatunkowo to samo - satyra, kino familijne, katastroficzne, społeczne, czarna komedia. Jeden wielki rozgardiasz i zamieszanie. Jeżeli miał w pełni oddać to, co jest w tytule to osiągnął pełny sukces.
Nawet Adam Driver nie uratuje filmu, gdy postaci wydają się nierealne i nieprawdziwe.
W punkt. Mnie też zmęczył ten melanż gatunkowy. Poszczególne sceny były bardzo dobre (np. wykład o Presley'u, w który wcina się Driver albo ten sen/nie sen o obcym mężczyźnie w fotelu i w łóżku - nieźle się wystraszyłam), ale jako całość to się nie sprawdza. Finał rozczarowujący. Czekałam na coś przełomowego, a tu takie słabe puff... Może tak też było w książce, nie wiem, nie czytałam. W ogóle to chyba miałam za duże oczekiwania wobec tego filmu - po genialnej "Historii małżeńskiej".