Jak dla mnie właśnie te relacje USA-Izrael-OWP (bo na pewno nie Arabowie) są najsłabszym elementem filmu. Strasznie spłycone, aż bije od nich czarno-białą wizją świata, gdzie wiadomo kto jest zły, a kto dobry, gdzie są terroryści itd. Strasznie to jest słabe i trąci postkolonializmem i ksenofobią znaną z filmów z XX w.

Ja tak tego nie odebrałem,że jest to czarno-biała wizja świata,a właśnie odwrotnie.Przecież w tym układzie nikt nie jest krystalicznie dobry,każdy ma coś za uszami i rozgrywa własne interesy - czy Jankesi,czy Żydzi,czy Arabowie(tak Arabowie,bo przecież OWP to organizacja arabska).

OK, każdy gra w swoją grę, ale jest wyraźna różnica między Amerykanami, którzy z reguły są dobrzy i poza czarnymi owcami (robiącymi biznes na konflikcie i z którymi generalnie wszyscy walczą i ostatecznie ich pokonują) nie mają sobie nic do zarzucenia. Izraelczycy natomiast mają pełne prawo do mieszania się, bo przecież "Monachium" i walka z terroryzmem. Natomiast Palestyńczycy/OWP (OWP to organizacja palestyńska nie arabska, to trochę tak jakby powiedzieć, że Armia Krajowa to organizacja słowiańska) są skorumpowani, źli i generalnie to terroryści. O Libańczykach w filmie praktycznie się nie mówi.
Na tym właśnie polega cały problem z przedstawianiem dobra i zła w filmach rodem z Hollywood. Świat jest czarno-biały i nawet jak ktoś "z nas" zboczy ze szlaku dobra i prawości, to zostanie ukarany przez tych dobrych, prawdziwych Jankesów. Dobro (czyt. USA) zawsze zwycięża.
Ja tego nie kupuję i tyle.

Polecam obejrzeć film "Siedem dni". Odbicie m.in izraelskich zakładników z francuskiego samolotu porwanego do Ugandy, przez niemieckich rewoluconistów. I nie tylko.
film pokazuje politykę Szimona Peresa gdy był on ministrem obrony narodowej. Trudną akcję uwolnienia zakładników przez siły specjalne. Ciekawe dialogi z rewolucjonistami.