PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=811694}

Ballada o Busterze Scruggsie

The Ballad of Buster Scruggs
7,0 38 701
ocen
7,0 10 1 38701
6,7 41
ocen krytyków
Ballada o Busterze Scruggsie
powrót do forum filmu Ballada o Busterze Scruggsie

Zabawa gatunkiem

ocenił(a) film na 6

O najnowszej produkcji Braci Coen było stosunkowo cicho, a jeśli już o niej mówiono, to raczej sugerując, że będzie to serial. Tymczasem najświeższy opus twórców „Fargo” zjechał z taśmy produkcyjnej i trafił prosto do sekcji konkursowej festiwalu w Wenecji. Bracia filmowcy z typową dla siebie dezynwolturą opisywali swój film: „ Zawsze byliśmy fanami filmów będących zbiorami opowiadań. Zwłaszcza tych z Włoch z lat 60-tych, gdy stanowiły one kilka wariacji różnych reżyserów na temat tego samego motywu. Postanowiliśmy zrobić to samo zapraszając do współpracy najlepszych reżyserów pracujących współcześnie. Mieliśmy ogromne szczęście, że obaj się zgodzili.”

Każda z sześciu historii przedstawia różne aspekty życia na pograniczu Dzikiego Zachodu. Twórcy już flirtowali wcześniej z gatunkiem westernu choćby w „To nie jest kraj dla starych ludzi” oraz „Prawdziwym Męstwie”. Tutaj wewnątrz jednego filmu stosują kilka różnych podejść: od parodii po antywestern. Jako zapalony fan tego gatunku filmowego czekałem na ich dzieło z niecierpliwością. Otwierająca opowieść to tytułowa „The Ballad of Busters Scruggs”. To odjechany pastisz, w którym bracia dokonali odważnego mariażu westernu z musicalem. To na pierwszym rozdziale widownia raz po raz wiwatowała z zachwytu. Jednak z każdą kolejną historią było coraz bardziej ponuro.
Główne obawy związane z tego typu produkcją wiążą się przede wszystkim z jego spójnością. Bracia Coen postanowili przemieszać poważne z komediowym, co nie do końca się w tym wypadku sprawdza. Choćby historia z Ronem Pearlmanem jako na wpół oszalałym poszukiwaczem złota wydaje się pozbawiona jakiegokolwiek napięcia i nieco urwana w pół słowa. Zaś w wypadku finałowego epizodu budowane napięcie nie zostaje koniec końców zupełnie rozładowane. „The Ballad of Buster Scruggs” to film bardzo nierówny, który często niezgrabnie łączy zupełnie przeciwstawne nastroje. Z każdą minutą projekcji sprawiał on wrażenie, jakby twórcom kończyły się zapasy czarnego humoru, a wraz z nimi odjechane pomysły reżyserskie.
W miejsce stylistycznych i gatunkowych szaleństw z czasem do głosu dochodzi bardziej poważna strona braci Coen. Dziki Zachód w ich reinterpretacji okazuje się miejscem, w którym dobre rzeczy nigdy nie trwają długo. Najdosadniejsza pod tym względem okazuje się przedostatnia historia, w której bohaterka grana przez Zoe Kazan okazuje się reinterpretacją biblijnego Jonasza, który każdemu wokół przynosi pecha. Miałem problem z tą nastrojową zmianą, jednak po dłuższym zastanowieniu uważam, że jest to jedynie dowód ogromnego warsztatu reżyserskiego Coenów, którzy udowadniają, że nie sposób ich przyporządkować do jednego gatunku czy stylu filmowego.
„The Ballad of Buster Scruggs” to projekt mocno ryzykowny, próbujący połączyć ze sobą różne dominanty nastrojowe. Często mu to nie wychodzi, i odbiór całego filmu jest raczej męczący, jednak zgodnie z giełdowym przysłowiem po każdej bessie następuje hossa. Warto się z tym dziełem zmierzyć, bo Coenowie udowadniają w nim, że pomimo długiej kariery wciąż mają coś do powiedzenia, i nie planują się wybierać na żadną emeryturę.

Po więcej tekstów z Wenecji zapraszam na www.kalejdoskop.wroclaw.pl i na nasz facebook: https://www.facebook.com/kalejdoskopwroclawpl/?tn-str=k*F

ocenił(a) film na 2
tybox

Gdzie ty tam masz Perlmana... Wstydzilbys sie tego aktora nie rozpoznawac.
Panienki z karawany mi nie zal. To nie zaden Jonasz, tylko skonczona idiotka, szczegolnie jak na tamte czasy. Co jak co, ale kobiety wtedy, nawet bardzo mlode, mialy ulozone pod sufitem jezeli chodzi o zachowanie w takich a nie innych sytuacjach. Jej zachowanie pasuje do jakiejs blond wspolczesnej kretynki, ktora uwaza, ze to pewnie film kreca w okolicy. No powaznie, pieska preriowego nie widziala? Chyba Coenowie maja cos do kobiet.
Ostatnia historia przegadana o niczym i ja nie wiem czemu ci ludzie nie chcieli wejsc do tego hotelu, nie mowiac o tym, ze dylizans odjechal z bagazami...
Rob Roy nie zostal wykorzystany wlasciwie aktorsko, a kadlubek naprawde byl nijaki i sprawial wrazenie przedmiotu. Moze o to autorom chodzilo, ale przewaznie probuje sie widza wzruszyc, nastawiac jakos do bahterow, lubic, nie lubic, a tutaj byla kompletna obojetnosc. Historia z Franco troche zakrecona, ale tez bez zakonczenia, bez czegos co by zostawilo jakis zonk w mozgu za pomysl. Naprawde istnieje mnostwo nowelek, pelnych filmow, takze ze wschodniego podworka w stylistyce westernu, ktore niosa o wiele wiekszy ladunek i emocjonalny i stylistyczny i fabularny niz te amerykanskie laurki. Toz w porownaniu z tym najbardziej wymuskane produkcje z lat 50 wypadaja autentyczniej.
To ja juz wole Kowboja z Szanghaju, wiecej tam zakreconego Dzikiego Zachodu.
A pierwsza nowelka... Nie wiem jak widzowie zachodni i sami Coenowie, ale ja tu widze obrzydliwe zerzniecie pomyslu z Lemoniadowego Joe...

ocenił(a) film na 5
alisspl

Święte slowa..

ocenił(a) film na 4
alisspl

Heh, na takiego znawcę kina pozował, a Perlmana nie umie rozpoznać...

Ogólnie ciekawe spostrzeżenie z tą kobietą. W sumie racja, że tak przedstawiono ją dość prymitywnie. Absolutne przeciwieństwo bohaterki z "Prawdziwego męstwa". Ale tu w sumie wszystkie postaci są dość jednowymiarowe i giną lub opowieść się kończy nim coś zdążą zrobić.

tybox

"Choćby historia z Ronem Pearlmanem jako na wpół oszalałym poszukiwaczem złota"
Chłopczyku nie dość, że błędnie nazwisko aktora napisałeś, to jeszcze jesteś niezłym "znafffcą" kina, jeśli nie potrafisz odróżnić Rona Perlmana od Toma Waitsa :) :) :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones