Myślę, że wszyscy mamy problem z tym filmem... Przeciętny człowiek nie potrafi się zidentyfikować z żadnym bohaterem filmu. Z oczywistych względów nie chcemy się identyfikować ze złem reprezentowanym w osobie Benno, ale też nie mamy ochoty na identyfikację z dobrem w tak skrajnej postaci (taki mały/duży dysonans). Nie chcemy też utożsamiać się z Sunny, bo to przecież ofiara chorych relacji i psychopatycznego człowieka. No i znajomi - też wątpliwej konstrukcji moralnej.
Film właśnie dlatego jest trudny w odbiorze, wręcz nieprzyjemny. Nie potrafimy zaakceptować wyboru głównego bohatera Tore - symbolizującego dobro - odbieramy jako naiwnego fanatyka, boleśnie konsekwentnego w swojej misji. Chcemy zracjonalizować sobie postępowanie Tore. Przecież wystarczyło pójść na policję... On postąpił tak, jak postąpił by Chrystus jakiego znamy z Nowego Testamentu. A raczej wersja Chrystusa sprzed dwóch tysięcy lat. No i pozostaje pytanie jaki sens miałoby dziś takie cierpienie? Pytanie w ogóle o sens cierpienia.