Mnie ten film pozostawił z gębą rozwartą na pół metra ze zdziwienia - działa przez zaskoczenie, ale niestety nie sprzyja temu zaskoczeniu wcześniejsze czytanie recenzji. Jeśli oglądamy go przez zaskoczenie, to w pierwszych minutach orientujemy się "o co chodzi" w tej formie przekazu i w filmie w ogóle, potem, im bliżej końca, czyli magicznej "jedynki' tym bardziej pożera nas ciekawość, jaka będzie puenta. No i przychodzi "jedynka", która zostawia nas z rozdziawioną gębą... A potem wszystko zaczyna się układać w logiczną całość zwieńczoną przeświadczeniem, że właśnie takie zakończenie jest jedynym możliwym. Przejmujące do głębi i dramatyczne zarazem. To mi przypomina stary kawał o... właśnie nie pamiętam kim..., kto z dowcipu śmieje się trzy razy - pierwszy raz gdy mu się go opowie, drugi raz gdy mu się wytłumaczy, a trzeci raz, gdy w końcu zrozumie... Tak samo tutaj, to zrozumienie pojawia się z pewnym opóźnieniem i przez to jest przejmujące do szpiku... No i zmysłowa wschodnia uroda głównej bohaterki (i w ogóle wszystkich potomkiń Szeherezady...)