Właśnie wróciłem z kina "Muranów"... Dobrze, że na sali było pusto, a do domu wracałem sam. Mogłem spokojnie oddać się zamętowi w mojej głowie. To tak jak ktoś zmiesza wodę w stawie i wzbije muł zalegający na dnie. Tak ten film wzudza myśli które zalegają gdzieś tam na dnie naszego umysłu i sami nie potrafimy do nich dotrzeć. Bardzo trudny film... Nie każdy powinien się na niego wybrać, ale jeśli już umie w nim odnaleść coś swojego to będzie ten film niesamowitym przeżyciem. Osobiście najbardziej podobała nowela Erice'a. Tak mało słów i tak dużo treści....no i ostatnia nowela, piękna... Zupełnie natomiast nie dotarła do mnie nowela Spike Lee. Wyborzcze przepychanki w USA są takie banalne przy pozostałych opowiadaniach.