Szumowska idzie jak zwykle awangardowo, próbuje odkrywać i burzyć mentalne schematy i kondycję kulturową Polaków, ale ilekroć obejrzę jej film mam wrażenie, że jej praca to tylko fatamorgana. Mało z kreowanych charakterów jest prawdziwych, a tworzone archetypy w ogóle nie oddają nastrojów Polaków i duszy polskiej. To tylko relatywna wizja tworzona z pozycji osoby nie mającej pojęcia o zwykłym życiu w Polsce; zazwyczaj scenariusz nawiązuje do medialnych "faktów autentycznych", pozornych obserwacji charakterologicznych, mających pokazywać nasze polskie cechy, a jego umocowanie znajduje się wysoko wśród naszych dotychczasowych wielkomiejskich elit kulturalnych, które zazwyczaj unikają kontaktu z pospólstwem, prowincją (chyba, że w luksusowym hotelu, pensjonacie lub luksusowym domu do wynajęcia w pięknym przyrodniczo miejscu) i brzydzą się nimi. Jedynie jej "33 sceny z życia" pokazują interesującą prawdę o ludziach; pozostałe jej filmy są wydmuszkami, z cyklu obejrzeć i zapomnieć. Widziałem prawdę o Polakach w dwóch filmach kandydujących do Oskara z Polski -"Klecha" i "25 lat niewinności". Komisja PISF znowu wybrała kulę w płot. I to zdarza się częściej niż rzadziej. Najbardziej nie mogę odżałować WOŁYNIA Smarzowskiego. Zasłużył jak rzadko który film. Oskara wygrałby w cuglach, ale... miszcz Wajda rzucił komisji PISF ochłap "Powidoków"... a ta... skusiła się...k@#$a ich mać.