Dobre, maksymalnie minimalistyczne kino o zagubieniu i powrocie do natury jako początku odrodzenia...A właściwie cała masa tematów do przemyśleń - w kilku ujęciach. Jeśli geniusz leży w prostocie - genialne kino, a może po prostu filmowe haiku ?
Old Joy to jeden z moich ulubionych filmów. W zasadzie pozbawiony akcji, spokojny i
niedopowiedziany film o końcu przyjaźni. Piękne zdjęcia uzupełnia fantastyczny soundtrack
Yo La Tengo.
Kto wie, czy nie najlepszy poetycki minimalizm we współczesnym kinie amerykańskim (razem z jej kolejnym oregońskim filmem "Wendy i Lucy"). "Old Joy" to proste, głębokie i niewymuszone kino uwikłane w najbardziej niedostępne pokłady psychologii. Jego łagodna forma sprawia, że do tego jest kompletnie uniwersalny.