Oceniłabym serial inaczej, ale skoro bohater nazywa się Sherlock Holmes, jest dr Watson i pani Hudson i Baker Street- to serial jest nieporozumieniem. Sherlock jest tutaj przygłupim chamem miewającym przebłyski geniuszu ;) Nie jest to żadna arogancja tylko zupełnie niezrozumiałe chamstwo takie trochę w stylu dr House'a , ale bez amortyzacji wdziękiem. Cumberbatch w Szpiegu umiał zagrać zupełnie innego człowieka, a więc zawiniła koncepcja postaci. Nie rozumiem też tych podskakiwań radosnych i okrzyków "kocham seryjnych morderców" .... Martin Freeman uroczy ale jakoś zbytnio kojarzy się z Hobbitem. Całość wygląda jak odmłodzony dr House z Hobbitem parodiujący kabaretowo historie Conan Doyle'a. Skoro NiC tu nie ma -poza nazwami i nazwiskami z Sherlocka Holmesa -o co było do nich nawiązywać?
http://www.filmweb.pl/serial/Sherlock-2010-528992/discussion/Serial%2C+kanon+ksi %C4%85%C5%BCkowy+i+domniemania+widz%C3%B3w+%28Inspiracje%2C+aluzje%2C+r%C3%B3%C5 %BCnice...%29,2383809
House to co najwyżej ćpun, a nie żaden pijak, koleżanko. więc nie obrażaj jak nie wiesz !
W sumie to Sherlock jest płytki, beż żadnych głębszych przemyśleń, a rozwój psychologiczny czy psychologia postaci stoi na żenująco niskim poziomie... Dużo lepszymi serialami są Les Revenants, True Detective i Hannibal. Ale niedzielny oglądacz i tak tych seriali nie zrozumie.
taaa... bo żeby zrozumieć Hannibala, to trzeba to MENSY należeć (swoją drogą przecudny, ostatnia gicz z S02e02 przyprawiła mnie o prawdziwe mdłości, i ten wysmakowany kadr w kukurydzy...)
Dosadnie widać, że niedzielni oglądacze zaniżają ocenę świetnemu Hannibalowi, a non omen niezłego (czytaj dużo słabszy od Hannibala) Sherlocka ubóstwiają...
eee tam, nie uważam się za niedzielnego oglądacza, a Sherlocka uwielbiam
skoro to takie proste, to niech oglądacze Hannibala zaniżą ocenę Sherlockowi, a podwyższą swojemu ukochanemu serialowi, jaki problem?
no chyba, że naród za głupi, by wartościowe rzeczy rozpoznać (nie sądzę)
tak serio, to uważam, że gadasz głupoty o widzach Sherlocka (jakieś badania robiłeś?)
Problem jest w tym, że ludzie nie widzą nic wartościowego w Hannibalu. Wbrew pozorom to Sherlock oprócz fabuły nie ma nic ciekawego do zaoferowania, a dedukcja Sherlocka to jakiś niesmaczny i absurdalny żart, aż się śmiałem z jego genialnych umiejętności...
Co do absurdalnej dedukcji Sherlocka - nie wiem, czy wizje Willa Graham z Hannibala są badziej logiczne. Sherlock przynajmniej wnioskuje z faktów, a Graham staje nad trupem i w jego głowie nagle objawia się wszystko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jakby ktoś się uparł, to też nazwałby dedukcję Willa absurdalnym żartem.
dlaczego tak bezsensownie uogólniasz, jacy ludzie, kto?
Sherlock i Will są jak dwie strony tej samej monety (szkiełko i oko/serce)
bardzo lubię oba seriale i cieszę się z otwarcia 2 sezonu :)
serialowy Hannibal podoba mi się bardziej niż Anthony Hopkins (chyba herezja dla wielu)
zjadłby czarne charaktery z Sherlocka, zanim by zrozumieli, że właśnie umierają
nie można porównywać obu seriali, bo to zupełnie inna konwencja
na Sherlocku się śmieję, na Hannibalu nie mogę oddychać - a ostatnie kilka odcinków pierwszego sezonu było rewelacyjne - cudownie było obserwować, jak wszystko się domyka, nie było nic niepotrzebnego
ten serial to perełka
ale kocham Sherlocka, i co? jestem głupia, a może infantylnieję tylko na widok BC i MF?
Jak jacy ludzie? Ci, którzy nie doceniają tego serialu. Przepraszam, że tego nie zaakcentowałem, myślałem, że to oczywista oczywistość... Nie zgodzę się z tym, że danej formy sztuki nie można porównać. Z całą pewnością mogę powiedzieć czy jakieś dzieło jest ambitniejsze od innego. Jeżeli byśmy kierowali się twoim mniemaniem to Oscary czy Emmy nie miałyby żadnego sensu. Pewnie, że można jakiś serial kochać czy lubić ale to nie znaczy, że jest on bardzo dobry. Czasami warto przemyśleć obiektywnie to wszystko co się widziało. Jak dla mnie, właśnie z obiektywnego punku widzenia, Hannibal jest ważniejszym czy też lepszym serialem od Sherlocka.
ależ z subiektywnego, dlatego Oskara dostają filmy, które dostały więcej głosów
dlatego mają sens
jakoś nie umieram ze złości, że został nagrodzony Angielski pacjent czy inny Zakochany Szekspir, brr...
nie lubię się wypowiadać w imieniu ludzkości, ani też ludzkości o coś oskarżać
ja też mogę powiedzieć, co mi się podoba i przy okazji nie uważać się za Ostateczną Instancję i ludzi, którzy mają odmienne zdanie nie oskarżać o bycie głupcami i "niedzielnymi oglądaczami" (rozumiem, że to miało być deprecjonujące)
można porównywać - podoba się, albo nie
każdy ma swoje wady, np. Sherlock ma krzywy uśmiech, a Will się strasznie poci
"ambitniejszy" film to frazes
kocham Tarkowskiego, a na Thorze bawiłam się wspaniale
kino to rozrywka, fajnie że czasem jest czymś więcej, ale bez przesady
jak ci się Sherlock nie podoba, to nie oglądaj i nie zrzędź, daj się cieszyć nim innym, zdecydowanie wcale nie głupszym od ciebie
Dobra, skończmy z osobistymi wycieczkami... Nie wiem po co bierzesz sobie do serca te określenia, "niedzielni oglądacze" nie było oczywiście pisane w twoją stronę. O "głupcach" to chyba sama wymyśliłaś... Tu raczej można tylko napisać o innym guście niż o byciu głupim itp.
Twoje porównanie "podoba się, albo nie" jednak jest zbyt ogólnikowe. A co do ludzkości to spójrz na ranking Filmwebu i zadaj sobie pytanie czy użytkownicy Filmwebu mają dobry gust...
może im się podobać to, co chce
starczy filmów dla każdego i na każdą okazję
niech każdy ogląda to co go inspiruje, cieszy, itp. - wedle potrzeby
co do głupców- no skoro są ślepi na błyskotliwość Hannibala i ekscytują się żenującym Sherlockiem, to nie są najlotniejsi? wniosek z twoich wywodów
moje porównanie to był żart
nie biorę sobie nic do serca, ściągam tylko dyskusję z poziomu ogółu do konkretu :)
pozdrawiam i kończę :)
Odpuść. Wszedł mentalny przedszkolak płaczący, że jego zabawki muszą być najfajniejsze bo je najbardziej lubi. Tak można by pana Silvera podsumować.
A czytając stwierdzenia typu "dla mnie, z obiektywnego punktu widzenia" można popłakać się ze śmiechu ;) Szkoda, że ludzie nie potrafią zrozumieć TAK SKOMPLIKOWANYCH rzeczy jak różnice między obiektywną a subiektywną opinią i potem nagle każdy przedstawia obiektywne fakty, a każdy o innym zdaniu według niego nie potrafi myśleć obiekywnie...
Twoja dosadna wizja nomen omen ubóstwionego Hannibala to najepsza rzecz, jaka mogła się przydarzyć niedzielnemu oglądaczowi w poniedziałek...
Ależ ty masz wyrafinowany gust, mogę cię dotknąć?
Co kto lubi, Hannibala przetrwałem 5 odcinków bo zacząłem na nim zasypiać, do tego główny bohater to największa niedojda jaką widziałem od lat.
Można, bo jeżeli w serialu główny bohater nie przypadnie widzom do gustu to marne są szanse na powodzenie serii, aczkolwiek są wyjątki ;))
Główny bohater to tylko jedna składowa serialu. A Hannibal to taki serial, w którym bohaterowie nie muszą nikomu przypadać do gustu. Siła tego serialu tkwi w czym innym.
Rozumiem, że twórcy "Hannibala" nie chcieli robić konkurencji tytułowemu bohaterowi, ale jeśli po jednym obejrzeniu "Milczenia owiec" pamiętam każdą scenę z udziałem Jody Foster, natomiast Hugh Dancy'ego kojarzę (po obejrzeniu całego pierwszego sezonu) głównie ze zdjęcia z Comic Con (z wieńcem na głowie), to coś chyba nie tak... Jest tak niekonkurencyjny, że niewidoczny i nie do zapamiętania. Wraz z większością scen, w których grał, czyli dużą częścią serialu.
Jak na kogoś o tak wybitnym guście i znajomości kina powinieneś wiedzieć że główny bohater praktycznie zawsze determinuje odbiór serialu.
Fakt że często postacie drugoplanowe mogą być lepsze i ratować serial, w przypadku Hannibala rzeczywiście tak mogłoby być ale niestety - sceny z głównym bohaterem są tak długie i nużące że człowiek traci wątek albo nawet przysypia...i ta jego mina jakby miał straszne zatwardzenie.
Najpierw obejrzyj cały sezon i nowe odcinki drugiego sezonu, później wyciągaj wnioski. Ocenianie serialu po kilku odcinkach to skrajna głupota, nawet nie wiesz jaki serial ma koncept. Co do Will'a Grahama, to jego postać biorąc pod uwagę psychologiczną grę w kotka i myszkę jest świetnie rozpisana.
Nie obejrzę bo mimo szczerych chęci jest zbyt nudny.
A co do tych "kilku odcinków" to prawie połowa sezonu więc jak najbardziej można po tym oceniać serial.
Drugi sezon stoi jednak na dużo większym poziomie. Niektórzy tak jak Ty odpuścili po pierwszym sezonie Breaking Bad, a co z tego wyszło wszyscy wiedzą, arcydzieło totalne.
Oceniasz drugi sezon tylko po dwóch odcinkach? Nieładnie :D co jeżeli poziom od trzeciego odcinka DIAMETRALNIE SPADNIE W DÓŁ? =O
W pierwszym odcinku była ukazana końcówka sezonu... Także można się spodziewać ciekawego splotu wydarzeń.
nie wiesz tego, 2 odcinki to za mało, by oceniać sezon
możesz pisać o swoich oczekiwaniach, nic więcej
A ja uwielbiam i Hannibala i Sherlocka. To po której stronie twojej linii stoję? =/
Tak na serio to mi ciężko coś znaleźć w Sherlocku zasługującego na 10/10. A pod jakim kątem Ty oceniasz dany spektakl to dla mnie zagadka...
Sherlocka się ogląda na parę sposobów. Nie wystawiają tam w ogóle kawy na ławę, nie jest to serial dla osoby, która chce się tylko pogapić w ekran i mieć wszystko na talerzu. Twórcy stawiają dużo na interpretację zdarzeń i niedopowiedzenia, dlatego Sherlock raczej się nie znudzi osobie, która jest zaintrygowana tym, co się dzieje. To tak między innymi. Poza tym: bardzo dobra obsada (to, że komuś się nie podoba czyjaś twarz to już inna sprawa...), dobra gra aktorska (miejscami naprawdę zachodząca pod wybitność), piękne zdjęcia i dobry montaż, perełki dialogowe... no i muzyka dobrze skomponowana, choć w trzecim sezonie soundtrack nieco się zmienił.
Ja jestem absolutną fanką dzieł Arthura Conan Doyla, przeczytałam wszystkie książki i opowiadania, a serial uwielbiam. To raczej kwestia gustu według mnie - łatwo powiedzieć, że coś jest słabe, bo ci się nie podoba. Tak samo jak arcydzieło nie oznacza, że musi ci od razu przypaść do gustu. Można docenić, ale nie musi się podobać ;) Sherlock jest dosyć specyficznym serialem, może wyglądać momentami bardzo banalnie, jednak według mnie trzeba po prostu... trochę chcieć się wczytać. Co wychodzi łatwiej jeśli serial ci się podoba :)
Gra aktorów jest na najwyższym poziomie! Nie zapominajmy, że odcinek to jest właściwie film, tyle, że bez nudnych zapowiedzi i sequelów. Powiedzmy, że połowę odcinków uważam za średnie (czyli w normalnych warunkach bdb), natomiast druga połowa - 3 sezon, Scandal in Belgravia i 1 odc. to dla mnie perełki, które można oglądac bez końca, bo na nowo znajduje się smaczki, interpretacje i przede wszystkim masę pracy włożoną w szczegóły! Sama mimika zasługuje na osobny artykuł. Np. do tej pory nie jestem pewna, jakie są relacje między Sherlockiem a Irene. Relacje! A w książkach trudno mówić o jakichkolwiek relacjach, ot, wiktoriańska moralność.
Dla mnie najlepsze odcinki - The Scandal in Belgravia, Reichenbach Fall i His Last Vow. Mogę je oglądać na okrągło :D
Serial to po prostu jakiś NADpoziom. Nie jest dla wszystkich, ale to w sumie i dobrze. Chyba dopiero podczas konwersacji z tobą do mnie to doszło i utwierdziłam się w tym przekonaniu, thank you I guess :)
A zaczytujesz się może w metach (metafiction)? Jeśli nie to polecam! :D
Skoro pisze się książki o książkach, to dlaczego nie o autorach? :D Ale póki co, nie zanosi się u mnie...
Co do Reichenbach Fall (btw, co za "geniusz" translacji przetłumaczył to jako upadek, a nie, no, chociażby, spadek...? -.- ), to to jest również dobry odcinek (Moriarty rządzi!), aczkolwiek nie rozumiem, po kiego ta dziennikarka robiła sobie plamę tuszem? Wyjaśni mi to ktoś?
A co do His Last Vow... ok, wizja Sherlocka nie-prawiczka jest tak szokująca, że śni się po nocach... Tylko ten Magnussen... Nie, nie jest słaby, jest skuteczny i mocarny, a mimo to... jakoś go nie lubię? :/ I jeszcze kwestia dzieci, ale to w niższej odpowiedzi.
swoją drogą, myślę, że każdy serial jest nie dla kogoś. Dla nas pewnie nie jest jakieś CSI czy inna Izaura (aczkolwiek Zbuntowany Anioł... ach...) ^^
Spadek? Fall to albo upadek, upadać, albo wodospad :D petycja, żeby tak przetłumaczyć tytuł na Wodospad Reichenbacha? (pojechałam po bandzie)
Kitty Railey chciała wiedzieć czy Sherlock jest faktycznie taki dobry jak mówią :)
Sherlocka NIE-prawiczka? Sherl jest prawiczkiem i to skończonym! :D przynajmniej emocjonalnie, jeśli chodzi o tematy seksu :D
Wiesz, Magnussen w przeciwieństwie do Jima nie miał być lubiany. Tak mi się wydaje, no bo popatrz na kreację postaci - przerażająca, duńska, chłodna twarz, sika po kominkach, liże ludzi, wybiera oliwki z obiadów innych. Jim natomiast, jeżeli porównywać dwa czarne charaktery, jest przede wszystkim zabawny i da się go polubić za teksty i... sposób bycia, że tak to nazwę? :D Jest taki bardzo out-going, chociaż szalenie niebezpieczny.
Nie no, racja, że nie każdy serial jest dla kogoś - są różne gusta w końcu. Chodzi mi o to, że Sherlocka trzeba chyba obejrzeć w jakiś sposób, żeby nie widzieć go tylko jako bardzo dobry serial, nie wiem czy wiesz, o co mi chodzi.
(Ej, Zbuntowany Anioł był mega :D dalej mam na iPodzie CAMBIO DOLOR :D)
No własnie! Tytuł jest cudownie dwuznaczny po angielsku, a po polsku tylko Spadek by się kwalifikował - bo Sh spadł z dachu, a spadek wody... ale cóż, męki tłumaczeń...
Dzizas, żeby ona najpierw była taka dobra... w ogóle nawet nie potrafiła go czytać... jak na dziennikarza - dziwne :/
SHERLOCK NIE JEST JUZ PRAWICZKIEM. Spójrz, porównaj! Cały Scandal in Belgravia wszyscy się niego mocno nabijają i Sh cały czas robi te cudowne miny... to samo na weselu Johna (zawsze myslałam, że to Irene mu to zrobiła, ale dopiero dzisiaj zauważyłam, że nie do końca...)! I nagle, miesiąc później, Sherly ma dziewczynę. O ile się nie mylę, w tabloidach janine podawała, że spędzili ze sobą tydzień. Więc po tygodniu tak się ze soba "zaprzyjaźnili", że spała u niego, chociaz go nie było w domu (głupota!), a na dodatek chodziła w jego koszuli, co jest damsko-męską odmianą znaczenia terenu (w obydwie strony). No i nie braliby razem prysznica, zwł tak słodko, gdyby tego nie robili. Sorry, ale musieli jakoś znac swoje ciała, inaczej byliby bardziej nieśmiali. Przynajmniej ja to tak widzę... No i oświadczyny po tygodniu... cóż, musiała myślec, że czymś go omamiła, nie? Tylko własnie nie rozumiem tej scenki w szpitalu (to brytyjskie bełkotanie...)
No to kwestia magnussena zamknięta. Powiem tylko tyle - najlepsza jest lista pressure pointów Sh - dłuższa niż lista cech xD Btw - Magnussen zapomniał sobie zapisać, że Sh lubi bicz do jazdy ;)
(Zbuntowany najlepszy, bo to parodia, a poza tym Facundo Arana.... Mam kasetę z cambio Dolor, jedna z nielicznych, jakie kupiłam!)
Nie, nie, między Sherlockiem a Janine nie było ,,takiego" kontaktu. W szpitalu zostaje to wyjaśnione - Janine mówi, że byłoby miło, gdyby Sherlock choć raz nadmiernie wykorzystał ich relację, a biedny postrzelony stwierdza, że czekał z tym do ślubu. Do którego nie miało nigdy dojść, z czego oboje zdają sobie sprawę.
Ale ten prysznic mnie zastanawia... W każdym razie Janine sobie popatrzyła.
Aaaa, to o to chodziło... xD
No właśnie prysznic mnie ciekawi. Nie należę do specjalnie pruderyjnych dziewcząt, ale wejść chłopakowi pod prysznic, z którym się nie spało jest... frapujące :/ I CO się działo pod prysznicem? I dlaczego u niego spała? Spędzili kilka nocy pod jednym dachem i do niczego nie doszło? Serio?
W tym sęk, że chyba nie spędzili nocy pod jednym dachem. Nie pamiętam teraz o ilu nocach była mowa, ale tę jedną to Sherlock spędził w tej melinie, w której znalazł go John. Janine chyba nwet mówi coś, że Sherlock gdzieś wybył na noc, nie pamiętam zbyt dokładnie. Po co ona w takim razie została na noc w mieszkaniu Sherlocka? Hm, no to jest dziwne. Chociaż John w 3 odcinku 1 sezonu też nocował u Sarah w domu ( na kanapie). Może takie u nich zwyczaje.
Myślę, że po prostu scenarzyści chcieli zgrabnie przeskoczyc z Mycrofta i Magnussena do Janine. Btw - jak to jest mozliwe, że Sherlock ukrył przed nimi związek z nią?! Ochroniarze Magnussena znali rozkład pokoi u Sherlocka, a nie wiedzieliby, co robi sekretarka szefa?
Btw, te pogłoski mówiące o dobrych relacjach Sh z Janine (gdzieś w innych tematach) sa chyba na tyle prawdziwe, że to ma oznaczać, że żadna kobieta nie pojawi się w życiu Sherlocka - bo gdyby była, to nie brałby janine na imprezy.
Btw, twórcy serialu muszą stanąc przed olbrzymim problemem. Otóż aktorzy sie starzeją, sezon wychodzi co 2 lata i tylko po 3 odcinki... W takim tempie, zwł. narracji, niedługo przejda na emeryturę, więc dziecko u Watsona jest w miarę logiczne. Mnie natomiast nurtuje Sherlock. W 1 sezonie miał, załóżmy, 30 lat i wyglądał jak dwudziestolatek (no sorry, ale ta czupryna... nie do zakoli ;) ), ale lata nieubłaganie lecą... I pytanie, na ile sezonów twórcy tak naprawdę liczą? Ile tak pociągną? Myślę, że nie więcej niz 2 sezony, a to by była strata :/ mogliby sie pospieszyć, zwł że skończyli kręcić Hobbita...
Książkowy Sherlock Holmes był uosobieniem wiary w naukę. Takie XIX-wieczne CSI. A wszyscy wiemy, jak CSI wydaje nam się zabawne, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Niejeden serial i film o Sherlocku powstał, ale praktyka pokazuje, że klasyczne ujecie SH przechodzi bez echa, trzeba go za to unowocześnić. Do filmów z Robertem Downeyem Jr dodano steampunk (bo tak to widzę) i zwiększono role Watsona i Adler. A w serialu z SH zrobiono socjopatę (socjopaci są modni), z Johna sadystę, a z Irene prostytutkę. Mieszanka wybuchowa, ale działa.
Co do porównań z Hannibalem... Cóż, jestem fanką Milczenia owiec, Czerwonego smoka i Hannibala (filmu), ale serial to dla mnie porażka. Will to jakies zagubione dziecko, nie mężczyzna. Mad Mikkelsen sepleni, ale poza tym jest ok. Natomiast to, co mnie w nim irytuje to styl. Hannibal był nieskazitelny, przeeuropejski. Tymczasem Hannibal Mikkelsena to amerykańska karykatura dobrego gustu. Wybaczcie, ale Hannibal Hopkinsa w życiu nie spojrzałby na te tweedy, a tandetne łuczki kazałby zburzyć. I owszem, nie dotrwałam do końca 1 sezonu, bo to nie był ten Hannibal, którego kocham. I dalej oglądać nie będę, bo brakuje tu subtelności i niejakiego... kodeksu moralnego Hannibala?
A Sherlock? Właśnie te jego "wady" stanowią o atrakcyjności serialu. Zamiast nieomylnego guru mamy gościa, który połowę rzeczy zgaduje, poza tym niebezpiecznie się nudzi i cały czas, wbrew pozorom, szuka kogoś, kto go zaakceptuje (stąd John, Adler, a nawet Lestrade czy Moriarty). A że nie bawi się w fałszywą moralność i uprzejmości? I dobrze, powiew świeżości (który ostatnio widać wszędzie). A jego kumpel nie jest średnio inteligentnym wojskowym, którego jedynym zadaniem jest filtrować wnioski dla czytelnika, jak to było w przypadku książki. Przyznaję, jest misiowaty, ale ten "miś" namiętnie szuka drugiej połówki (nawet na tydzień), zapuszcza się do melin z łomem w ręku i zabija ćwieka Sherlockowi, gdy nadarzy się okazja. John, jak by nie patrzeć, jest mu równy chociażby dlatego, że nie czuje kompleksów wobec zgadywanek Sherlocka.
Najbardziej zawiedziona jestem jednak Moriartym, który przez lata przeistoczył się w najwazniejszego Schwarz charaktera Sherlocka. Wszystko ok, ta pomysłowość, zasięg itp, ale ta mimika... byłoby dobrze, gdyby coś się za tym kryło.
I dobra, oddam Wam sprawiedliwość - wiele zagadek i akcji w Sherlocku jest po prostu niedorzeczna. Jeśli oglądamy razem z chłopakiem Sherlocka w tv to pierwsze co robimy, to wybieramy rzeczy, które są nierealne, rozdmuchane. Póki co, mieliśmy wczoraj "The Blind Banker"... No to się posypało... Ale z drugiej strony, przy dzisiejszych technologiach i masie seriali kryminalnych, trudno znaleźć coś idealnego. I widać, że autorzy mieli problem z adaptacją, bo technologia nie stoi na tak wysokim poziomie, jak można by się tego spodziewać po służbach wywiadowczych UK. W ogóle, jak udało się Sherlockowi uratować irene Adler? Dla mnie to jeden z najgłupszych wątków... Nie licząc tego, że Irene ma wciąż ten sam numer i nikt jej nie mógł namierzyć...
Ale cóż, to serial dla ludzi, a nie dla rzeczywistości.
Ja jestem za nie skupianiem się na Sherlocku jako na serialu realistycznym, bo to strasznie odwraca uwagę od rzeczy, które w tym serialu mają naprawdę znaczenie. To prawda, wiele zagadek i akcji w Sherlocku jest po prostu albo nierealna, albo niedorzeczna, i z tego powodu ludzie chcą brać wszystko do siebie od razu, jakby, nie wiem, winią twórców, że coś było niedorzeczne, i że czują się okłamani? Tak samo pamiętam jak posypała się krytyka po scenie w The Empty Hearse, tej z bombą. Ludzie skupiali się tylko na tym, że bomba miała wyłącznik, a chodziło twórcom (według mnie, ale Mark Gatiss, który napisał ten odcinek lubi bardzo bawić się metaforami), właśnie o metaforę (w sensie, że można szybko wyłączyć bombę, ale problem dalej jest. To metafora tego jak szybko John przebaczył Sherlockowi. Niby przebaczył, ale nie rozmawiali ze sobą o tym, co się stało, więc problem dalej jest, ale nie wiem w sumie po co to tłumaczę, skoro to nie o to się rozchodzi :D).
A może twórcy robią selekcję naturalną i wsadzają nierealne wątki, żeby zobaczyć ilu ludzi się wypali, bo patrzą tylko na niedorzeczności :D
Tu się z Tobą zgodzę - tzn. zauważać niedorzeczności się zauważa, ale gdyby je usunąć, to nic by się nie zmieniło. A właśnie ta nierealność jest jednym z elementów, które wspaniale budują atmosferę w serialu - czyli to, co się naprawde liczy. Nie wiem, jak inni, ale ja kocham Sherlocka, Johna i całą resztę za ambsurdalne poczucie humoru: ciągłe aluzje do homoseksualizmu chłopaków, bezpośredniość Sh i ogólnie relacje między nimi wszystkimi. A sezon trzeci to po prostu majstersztyk! Ogladałam wszystko po 5 razy tylko po to, żeby obejrzeć jakąś jedną scenkę, tylko zawsze z tej scenki robiło się 3/4 odcinka, a bo to jest świetne, to też by zobaczyć... kogo to obchodzi, że Sherlock zaprosił do siebie intrawertycznego 7-latka i dzieciaczek przyszedł bez rodziców (w dzisiejszych czasach nie do pomyślenia)? Grunt to to, że Sherlock przekupił go zdjęciami i najpewniej szykuje się mały następca Sherlocka ^^ (zwł. patrząc po kędziorkach i policzkach małego...). I to się liczy!
Który Sherlock, ba! który Hannibal, usłyszałby od swojego Watsona "You're a complete dickhead!" i dostałby z bańki? Nikt! Bo żaden z dotychczasowych Sherlocków nie był w tak bezpośredniej zażyłości jak oni (i nie mówię tu u kryptogejach... choć te dowcipy są świetne, dlatego że ciągłe)! Czy Hannibal albo stary Sh przez pół roku napastowałby Johna z zapytaniem o drugie imię? I czy fatygowałby się po metrykę? Nie, bo mają to w d..., bo liczy się przestępstwo, sprawa, a nie osoba, z którą dzielisz życie.
Ale komu ja to mówię ;)
No dokładnie :) ten serial nie byłby taki sam, gdyby wyciąć COKOLWIEK, tak naprawdę. Ja też kocham naszych sherlockowych ludzi do bólu, kocham wszystkie niedopowiedzenia i dopowiedzenia w relacjach między nimi, dialogi, kreacje, wszystko.
O to właśnie chodzi - dobry przykład: do Sherlocka przychodzi mały chłopiec. Nikogo nie obchodzi, gdzie są jego rodzice, co on robi tam sam u dziwacznego detektywa w domu, dlaczego zachowuje się tak, jak się zachowuje i jakie są jego relacje z Johnem/Mary. Chodzi o sam dialog, fakt, uwypuklenie jakiejś cechy Sherlocka (umie pracować z dziećmi? :D), tak jak napisałam - nie dają ci wszystkiego na talerzu, sam musisz dojść do pewnych wniosków i to jest kolejna cecha tego serialu, którą uwielbiam, i której nie zauważyłam w żadnym innym serialu.
Ja tam zażyłość kryptogejowską lubię na oba sposoby :D według mnie to by nadało serialowi jeszcze więcej oryginalności i byłby jeszcze ciekawszy! Nie mówię oczywiście, że teraz jest nieciekawy, obviously ;)
I love you <3
Wrócę jeszcze do akcji z bombą, o której wspomniałaś. Metafora nie metafora, chłopaki (tzn Sh i John) lubią się po męsku droczyć i ja tak to widzę. Tzn. zauważ, że Sherlock nie przegapi żadnej okazji, żeby pożartować z Johna po 2 latach rozłąki (tęsknił?). Po czym znajdują się w ekstremalnej sytuacji i Sh wykorzystuje ją do ostatecznego rozgrzeszenia się, a przy okazji do polewu z Johna. Bo czy gdyby chodziło tylko o przebaczenie, to Sh zwijałby się ze śmiechu jak 10-latek? :D
I jeszcze kwestia dzieci, wspomniana wyżej... Otóż Sherlock, piewca zbrodni, który trzyma w domu kciuki i z nudów przypala gałki oczne, do końca usiłuje namówić Johna, żeby nadac dziecku jego imię... W ogóle taki troszczący się zrobił... (Przy usypianiu Mary pamiętał o dziecku xD ) Po pierwsze, ciekawi mnie, jakie imię nadadzą córce, a po drugie, jak Sherlock na dziecko zareaguje. Czy nagle się obudzi i stwierdzi, że jego dom jest zbyt niesterylny, a dom Mary i Johna nadaje się tylko do zburzenia? :D
Sherlock nie tyle umie pracować z dziećmi - on JEST dzieckiem.
"Dlaczego mam się ładnie ubrać?"
"Bo dorośli tak lubią."
"Dlaczego?"
"Nie wiem, musze jakiegoś zapytać."
xD swoją drogą, zabawnie brzmi w ustach kolesia ubranego w tysiąc funtów.
PS: Masz tu jakiś temat, na którym by można spokojnie w siebie rzucac scenami i argumentami?
To tylko potwierdza, że nie tylko Sherlock jest nienormalny, ale też John i to jest takie cudowne :D tworzą duet sado-masochistyczny. Metafora jest taka moja własna, tzn nie tylko moja, ale może dlatego, że ja prawie non stop ostatnio czytam mety i groteski. Oh well.
Ja uważam, że dziecko nie ma prawa bytu, i że go nie będzie w serialu xD Mary poroni, dziecko umrze podczas porodu, ktoś je porwie ze szpitala i zostanie zabite, JIM JE ZABIERZE I WYCHOWA JAK SWOJE? =O w każdym razie ja nie widzę roli dziecka w jakikolwiek sposób. Będę bardzo zawiedziona takim obrotem sprawy, już pieprząc kanon po całości :D
To prawda, Sherlock niestety musiał przejść BARDZO SZYBKI okres dojrzewania podczas prowadzenia monologu na weselu Johna :D
P.P.S Niestety nie mam... ale zawsze można założyć albo pisać prywatnie ^^
No to załóż coś, ja pomysła nie mam na tytuła i w ogóle...
Pocieszę Cię - w końcu 3 sezonu Mary była w 1 trymestrze, stawiam na 2 miesiąc... Ale w serialu akcja toczy się bardzo nierównomiernie... Jakby się tak przyjrzeć, to ładnych kilka lat przeleciało, a chłopaki sa nadal młode, chociaz juz im 40-tka stuknie niedługo... Przecież między 1 a 2 odc. 3 sezonu minął rok! A wcześniej 2 lata śmierci. A wcześniej 2 lata na irene Adler, o reszcie nie mówiąc!