(SPOILER)
Nie jestem w stanie polubic tej postaci. I tak jak ktos juz napisal wczesniej na forum, widz powinien byc po jej stronie, bo to przeciez Don jest tym zlym w ich zwiazku, ale najzwyczajniej nie da sie jej lubic....Teraz jak sie rozwiodla z Donem i jest zona tego denerwujaceg republikanina Henrego, tez nie jestem w stanie jej strawic, malo tego jest coraz gorzej....Jak uderzyla Sally bo ta sciela wlosy to autentycznie zadalam sobie pytanie : Czy tworcy filmu naprawde chca zebysmy nienawidzili Betty?
Zauważyłem, że Betty jest postacią, którą widzowie uwielbiają nienawidzić. Dla mnie Betty Draper (a raczej już Betty Francis), to jedna z najciekawszych postaci kobiecych ostatnich lat. Bardzo złożona i ciężka do zagrania. Wierzę, że pod warstwą zimnej zimnej suki, kryje się kobieta niespełniona, pełna emocji, których nie okazuje na zewnątrz. To, że Betty jst nie tylko matką-potworem pokazuje scena z dziecięcym psychiatrą, kiedy Betty prawie się otwiera. I ten delikatny uśmiech, kiedy patrzy na dom dla lalek. Ona jest produktem swoich czasów, nie należy jej oceniać według dzisiejszych norm. Wtedy matka nie była od pocieszania, kochania dziecka. Miała je wychować, a ono miało być posłuszne. Wpływ na to jakim człowiekiem jest Betty miała za pewne jej matka, która według opowieści Betts, była jeszcze gorsza od niej. Dziwię się, że ludzie stawiają Dona wyżej od niej, który dla mnie jest totalnym kawałem chu** i chyba najbardziej niesympatycznym głównym bohaterem w historii telewizji. Zawsze broniłem Betty i będę jej bronić, bo wiem, że ona sama z siebie taka nie jest, po prostu jest PRODUKTEM TAMTYCH CZASÓW. Brawa należą się January Jones, która nie gra Betty, ale po prostu nią jest. Są role stworzone dla jednego aktora, i właśnie ona trafiła na taką rolę.
I ja wypowiem się w obronie Betty. Nie staram się jej usprawiedliwiać, ale prawdą jest, że Betty została zupełnie ukształtowana - a raczej zniekształcona - przez swoich rodziców. W głębi duszy jest nadal małą dziewczynką, skrzywdzoną przez absurdalne wymogi narzucone jej przez matkę, a mimo to starającą się posłusznie je wypełnić. Betty nie zdaje sobie sprawy ze swojego emocjonalnego kalectwa, co więcej, idealizuje matkę w swoich wspomnieniach. Jej niesamowita uroda stała się jej przekleństwem; w czasach, kiedy jedyną ambicją przeciętnej kobiety było zamążpójście, jej wygląd traktowano jak dar, który za wszelką cenę trzeba pielęgnować. Widać bardzo wyraźnie, że ta obsesja przeniosła się z matki Betty na nią samą, i że stosuje te same straszne metody wychowawcze wobec Sally (właściwie nigdy nie poznała innych). W swojej niedojrzałości Betts przerzuca własne wady na córkę. Ona pragnie właśnie tego idealnego, cukierkowego domku z bajki, ale nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością.
Jej małżeństwo z Donem było z góry skazane na porażkę. Oboje są tak dysfunkcyjni i niedojrzali, że wzajemnie się niszczyli. Wiem, że masę kobiet wzdycha do Dona, ale chyba większość wyszłaby ze związku z nim co najmniej znerwicowana. Dlatego cieszę się, że Betty jest z Henrym, który wydaje się być normalnym, statecznym, odpowiednio starszym facetem. Mam też nadzieję, że Dr Edna pomoże jej uporządkować parę spraw. Co za ironia, że właśnie psychiatra dziecięcy może być dla niej wybawieniem. W każdym razie kibicuję Betty i uwielbiam ją oglądać.
P.S. Ostatnio przeczytałam w wywiadzie, że January Jones starała się o rolę Peggy. Wyobrażacie to sobie? :D
ja już się wypowiadałam, że nie jestem w stanie zdzierżyć betty, ale chylę czoła przed January. jest stworzona do tej roli.
mam oczywiście świadomość, że betty jest stworzona jako pierwszorzędny stereotyp kobiety tamtych czasów i właśnie to mnie nieco drażni. każda z postaci ma jakieś pęknięcie, "uwspółcześnia się". w betty nie widzę nic z czym przeciętna kobieta mogłaby się chcieć utożsamić. pokazywanie pięknej acz pustej wydmuszki targanej traumą dzieciństwa zwyczajnie nudzi. a to już czwarty sezon i zmian nie widać.
bomis13 - gówno prawda.Betty właśnie przełamuje obyczaje kobiet z tamtych czasów.Stała się twarda i niezależna - patrz feministki dziś - a że irytuje niektórych.Taki to jest właśnie to serial - W zasadzie wszyscy są postaciami niejednoznacznymi.Emancypacja Betty to zamysł twórców a to że niektórych to drażni czy wkurwia...o to właśnie chodzi.
Betty zmieniła się na przestrzeni trzech sezonów, i to bardzo - wystarczy porównać słodką, cukierkową ozdobę domu, tak "perfekcyjną", że aż odrealnioną, jaką była w pierwszej serii z rozgoryczoną, ale mocniej stąpającą po ziemi i świadomą swoich potrzeb (przynajmniej niektórych) kobietą, którą stała się później. Moim zdaniem miała dużo odwagi, żeby przeciwstawić się mężowi i przerwać ten toksyczny związek, co kiedyś byłoby dla niej nie do pomyślenia (patrz: Helen Bishop). Zważywszy na to, że w owych czasach rozwód był w konserwatywnych kręgach uznawany za rzecz wręcz skandaliczną, Betty naprawdę się "uwspółcześniła".
dla mnie ta jej emancypacja dzieje się jak krew z nosa. zdecydowanie bardziej podoba mi się przemiana peggy i to ona jest przykładem na prawdziwe zmiany mentalności kobiet tamtych czasów.
w betty pokutuje myślenie, że jak się nie ma faceta, to ani rusz. inaczej by ptaszek ćwierkał jakby musiał żyć jak wspomniana wyżej mrs bishop. betty to hipokrytka. acz dobrze zagrana
Pewnie, że Betty zmienia się na miarę swoich możliwości, które są mocno ograniczone. Głównie przez lęk przed samotnym życiem i koniecznością utrzymywania rodziny, co jest dla niej zupełnie obce. Zresztą pani Bishop też już zdążyła złapać nowego męża ;)
Oczywiście dużo łatwiej jest się nam identyfikować z Peggy, ale nie wszystkie kobiety w tamtych czasach (a nawet teraz) myślały w tak niezależny sposób. Pomimo legendarnego archetypu feministki istniały też (i istnieją) gospodynie domowe spod znaku Betty. Krótko mówiąc, każdy zmienia się w inny sposób.
'Betty to hipokrytka acz dobrze zagrana' - po pierwsze większość ludzi to hipokryci, po drugie to nie o to chodzi by każda postać się podobała - priorytet jest właśnie taki żeby dobrze zagrać pewien typ postaci.Betty jest postacią niejedno wymiarową i o to też chodzi - ok - pasowało jej życie takie jak prowadziła ale to nie jest tak że wybaczała zdrady a jak poznała kogoś innego to olała Dona, tylko ona nie miała pojęcia o zdradach, sama zresztą zachowując się fair.Dopiero kiedy wyszła ta jedna, poszła po bandzie(raz) - potem niby było lepiej a na końcu wyszło to matactwo Dona które przelało czarę goryczy.
Po prostu życie i jak by nie patrzyć, silna kobieta która jak już tygrysica pisała - postąpiła zupełnie wbrew standardom lat 50-60.
Przemiana Peggi - ok, to jest inna historia ale sens podobny - kobieta która sobie nie da w kaszę dmuchać.
Jeśli mówimy już o hipokryzji to generalnym jej przedstawicielem jest Don, który ją i wszystkich miał w dupie.Tym bardziej mnie Twoja postawa dziwi bo jak wynika z profilu - jesteś kobietą a bronisz jebaki Dona;)...Ja facet bronię Betty choć solidarność plemników powinna mi co innego podpowiadać.To jest dziwne - mam nadzieje że w życiu osobistym inaczej postępujesz;), bo jeśli nie masz nic przeciwko by Twój facet bzykał wszystko co się rusza to ok - tylko napisz to;)
ps ja w ogóle bardzo lubie Dona w tym serialu - żeby nie było;)
Jak dla mnie Betty nie do strawienia. Oczywiście wnosi do serialu sporo, ale i tak panny zwyczajnie nie lubię. Nudna strasznie - nigdzie nie pracuje, nie inetersuje się praktycznie niczym, całe dnie wypełnia sobie jakimiś nieistotnymi pierdołami. Do tego wiecznie skrzywiona mina i - jakieś takie, nie wiem, ogólne zblazowanie, znudzenie kompletnie wszystkim. Dlaczego właściwie nie poszła do pracy? Miała wtedy szanse z tym modelingiem, jeśli rzeczywiście taka zrobiła się wyemancypowana, jak tutaj parę osób sugerowało, to dlaczego, do kija wafla, nie powalczyla trochę o tę pracę?
Nieee, mocno nieciekawa z niej osoba, zakumplować się z kimś takim to raczej jeden z gorszych pomysłów:-/
Zgodzę się z opinią z pierwszego postu. Betty jest bardzo irytująca, sztywna i chyba twórcy serialu, rzeczywiscie chcą bysmy jej nie lubili. Choć przecież zwazywszy na to, co się dzieje w serialu, powinnismy się z nią solidaryzowac w cierpieniu ;] W 4 serii moja niechęc do tej postaci wzrosła, (po skumaniu się z tym sztywniakiem)
Chwileczkę, ja uważam, że nazywanie Betty "produktem tamtych czasów" jest absurdalne. To zwykłe usprawiedliwianie kobiety zimnej z zaburzeniem osobowości. Mamy XXI wiek , sporo się zmieniło od czasów Kennedego, a takich mamusiek jak Betty wciąż jest pełno. Zatem sprowadzanie zła tej postaci do czasów w jakich żyła jest dla mnie kompletnie irracjonalne. Złe matki i dobre matki zawsze chodziły, chodzą i będą chodzić po kuli ziemskiej. Wiele się mówi o tym, że bicie dzieci powinno być bardziej nagłaśniane w mediach, w sumie każdy zdaje sobie sprawę w jakiś tam sposób, że pasem po tyłku to żadne rozwiązanie, a mimo to wcale nie trzeba by było ze świecą szukać domów w , których zimna matka za rozwiązanie problemu uważa szarpanie dziecka i darcie mordy.
Betty jest po prostu złą kobietą, zostałą w taki a nie inny sposób wychowana i nie widzi nic poza tym. Ma okropnie ograniczone horyzonty, a do tego sama jest wielkim rozpuszczonym bachorem.
a mnie ta postać baardzo się podoba. Jest barwna i złożona. Zdradzana żona,, zamknięta w czterech ścianach swojego domu, której świat obraca się jedynie wokół dzieci i męża. Wpajana od dzieciństwa uległość i brak zawodowych aspiracji daje w końcu upust w agresji, nieprzewidzianych reakcjach. Mała dziewczynka całe życie zamknięta w złotej klatce pokazuje pazurki i walczy o siebie. Jest kobietą ze złamanym sercem i z całą pewnością powinna być zła. Ma prawo do rewanżu. Może w dość brutalny sposób osiąga swoje cele, ale w końcu liczą się skutki ;) To mi się podoba! Ciągle coś się dzieje. Serial dzięki Betty jest bardziej prawdziwszy a akcja dynamiczna i zaskakująca. Nigdy nie wiadomo co strzeli jej do głowy?!
Nie ma kobiet idealnych. Wszystkie jesteśmy zimnymi sukami (na swój własny sposób):D
Zgadzam się. Dla mnie to też jedna z ciekawszych, bardziej złożonych i prawdziwych postaci serialowych. przede wszystkim bardzo mi szkoda Betty bo jest bardzo wrażliwą, dobrą w istocie osobą (oczywiście wygląd też robi swoje:)), która została koszmarnie psychicznie okaleczona najpierw przez okrutną, znęcającą się nad nią matką a potem stłamszona, systematycznie poniżana, ubezwłasnowolniana przez ukochanego męża Dona. Serce mi pękało jak oglądałem jej cierpienie - czy to w czasie jej depresyjnego przygnębienia czy w momentach, gdy musiała tłumaczyć dzieciom dlaczego tata nie będzie już z nimi mieszkał (zauważcie, że nigdy nie próbowała wrogo nastawić dzieci wobec Dona - nawet wtedy gdy krzyczały na nią, że to przez nią tata ich zostawił). mam nadzieję że w kolejnych seriach odbuduje się psychicznie (może jakaś intensywna psychoterapia) i szczęśliwie się zakocha np w jakimś znanym artyście i będziemy ją widzieć często śmiejącą się, żartującą, tańczącą - żeby puściły jej te wszystkie blokady i żeby trochę poszalała na imprezach w SoHo albo w Greenwich Village:) Dzieci mogą pomieszkać teraz z Donem i jego nową francuską żoną, bo widać że ma dziewczyna dobre podejście do dzieci.
Można jej nie lubić, ale moim zdaniem Betty to bardzo ciekawa postać, która dużo wnosi do serialu, a odnosząc się do niej w kategorii "lubię, nie lubię" powiem, że mnie denerwuje, ale gdy uświadomię sobie, że to tylko nieporadna kobietka, która została wychowana na lalkę zwyczajnie mi jej szkoda.
Uważam, że jej bierne zachowanie wobec wyskoków Dona wynikało trochę z czasów w jakich żyła (dla przykładu żona Cambella - czy jak mu tam, też gładko wybaczyła mężowi zdradę z niemiecką nianią, nawet bym powiedziała - nie chciała o tym słuchać) ale główny powód to wychowanie.
Wpojono jej wzór "przykładnej" żony. Don zapewniał byt w zamian za to ona robiła za jego ozdobę na przyjęciach i przymykała oczy na wyskoki. Ojciec Betty był przecież bogaty, jej matka nigdy pewnie nie skalała się żadną pracą i taki sam wzorzec rodziny i kobiecych zachowań przekazała córce. Dla Betty to coś nie do pomyślenia by miała sama stanąć na nogi i się utrzymywać. Ojciec traktował ją jak księżniczkę no i wyrosła z niej prawdziwa dama, piękna ozdoba każdego przyjęcia, w sam raz do funkcji reprezentacyjnych dla Dona. Niestety Betty w tym małżeństwie robiła za lalkę, dobrze się z nią było pokazać, pochwalić, ale o gorętszych uczuciach nie mogło być mowy, bo Betty zwyczajnie sobie na nie nie pozwalała. Nie bronię Dona ale wydaje mi się że za jego wyskoki Betty jest w równym stopniu odpowiedzialna co on sam. Najgorsze jest to, że jak już ktoś to słusznie zauważył Betty wychowuje Sally tak jak sama została wychowana, nie pozwala jej na okazywanie uczuć. Gdy mała Sally cierpi po stracie dziadka Betty stwierdza, że to histeria. Gdyby tak serial przenieś na przód z 15 lat to ciekawe czy Sally była by taką samą emocjonalną mumią jak jej matka.
Moim zdaniem ta postać cały czas powoli ewoluuje w takim tempie jaki jest to dla niej możliwy. Kocham ten serial właśnie za ten realizm. Nie można przecież w ciągu roku a może nawet kilku lat zaprzeczyć silnie zakorzenionym wzorcom, wpajanym od dzieciństwa i zmienić swoją osobowość o 180 stopni. Przez pierwsze 2 sezony dopingowałam ją by coś zrobiła i w końcu zostawiła Dona, choć bardziej by mnie satysfakcjonowało gdyby zrobiła to po prostu odchodząc, a ona w prawdzie odeszła ale dopiero gdy już miała innego "żywiciela rodziny" na oku. Cóż można powiedzieć poradziła sobie na swój sposób.
Jest jedna rzecz, na którą mi ciężko patrzeć gdy oglądam Betty na ekranie. Mianowicie sposób jaki odnosi się do własnych dzieci, zwłaszcza do Sally przyprawia mnie czasami o gęsią skórkę. Paradoksalnie lubię ten serial właśnie za to, że postacie są takie realne. Don też jest ciekawy. Wobec kobiet jest okropny, kwalifikuje się do kastracji:) ale do dzieci zdaje się ma więcej serca niż Betty.
"Uważam, że jej bierne zachowanie wobec wyskoków Dona wynikało trochę z czasów w jakich żyła"
no jednak nie pozostala bierna, mimo, że nie miala żadnych doowodów, a jedynie domysły, wywaliła go z domu i się rozwiodła
Nie rozumiem jak niektórzy mogą pisać o emancypacji Betty. Emancypacja? Przecież Betty nie rozstała się z Donem dopóki nie zbudowała sobie tratwy ratunkowej w postaci statecznego mężczyzny na wysokim stanowisku (Henry). Dla niej to jest priorytetem w życiu, jest jedynie dodatkiem do mężczyzny. Zauważcie w jaki sposób traktowała Dona do momentu, gdy dowiedziała się o jego zdradzie - była mu oddana w pełni, miał on całkowity i absolutny wpływ na jej życie, plany, marzenia.
Co do postaci Dona, a raczej jego zdrad za które niektórzy go za to "znienawidzili". Sama zdrada to kwestia w której każdy ma własne zdanie, lecz zobaczcie z kim Don zdradza Betty. Jego partnerki nie są tylko piękne, są przede wszystkim kobietami sukcesu (sukces zawodowy), kobietami, które same sobie radzą w otaczającym je świecie, są samowystarczalne, silne, samodzielne. Tak naprawdę Dona niewiele łączy z Betty, pod względem cech charakteru, temperamentu, czegokolwiek. Don to geniusz, geniusz reklamy i perswazji, człowiek, który do wszystkiego doszedł sam, ciężką pracą. Nie dzieli się wspomnieniami ze swoją żoną, mimo 10 lat małżeństwa, a potrafi to robić z kobietą, którą zna od niedawna (Rachel). Żyje chwilą, bo przecież nie ma jutra.
Myślę, że to jest tak. Jaki jest Don każdy widzi. Ma swoje zalety i ma swoje wady, które widzimy i uczymy się akceptować. Znamy jego trzy priorytety (kolejność przypadkowa): kasa i pozycja, dzieci i rodzina, urozmaicone życie seksualne. Są to zarazem jego wady i zalety, typowe dla mężczyzny. W przypadku Betty jest jak w przypadku każdej pięknej kobiety. Faceci są oczarowani, widzą chodzące dobro, ideał, anioła... no albo biedną kobietę która jest zagubiona bo ona od początku ma problem. Pytanie brzmi jak ma się ta iluzja do rzeczywistości ? Rzeczywistość nader często bywa brutalna gdy stykają się z nią nasze wyobrażenia. Okazało się, że Betty jest zwyczajną, zimną i bezduszną egoistką w stosunku do swoich dzieci. Rozbija im rodzinę, zabiera ojca, krzywdzi dla własnych potrzeb i jeszcze cynicznie stwierdza, że "one nie wiedzą, że tak będzie dla nich lepiej".
Sytuacja Betty po ostatnim odcinku 4 sezonu wydaję się niezwykle ciekawa. Chciała ułożyć swoje życie na nowo, lecz jak widać nie jest to sytuacja, która jej się marzyła. Scena w której spotyka "przypadkiem" Dona przy zdaniu mieszkania odzwierciedla wszystko (jej poprawianie wyglądu przed jego przyjściem, przybranie pozycji w której "już miała wychodzić"). Jej słowa "Nie jest idealnie" sugerują, że jest świadoma popełnionego błędu, nie układa jej się z Henrym tak jak myślała. Zresztą jej postać stacza się od pierwszego sezonu, w miarę jak oddala się emocjonalnie od Dona, nie potrafiła poradzić sobie w życiu, wyolbrzymia najmniejsze problemy, nie ma żadnego punktu odniesienia, siedząc bezczynnie w domu. Tak jak już pisałem jest to przykład pięknego dodatku do mężczyzny, sama, jako osoba nie potrafi sobie poradzić. Jestem ciekaw jak potoczy się jej historia w kolejnym sezonie jednego z moich ulubionych seriali (jak nie ulubionego). Czytałem interpretację, że popełni samobójstwo - bardzo ciekawa wersja, lecz nie wydaje mi się, aby tak skończyła się jej historia.
Powiem tak, zdecydowanie trzymałem stronę Betty w czasie małżeństwa z Donem, natomiast zbliżając się do końca 4 sezonu nie potrafię zrozumieć o co chodzi w jej relacji z tym politykiem, to postać tak bezpostaciowa (ledwie tylko zarysowana, rzadko pojawiająca się w kadrze) że Betty przy nim robi się równie bezpłciowa i bez wyrazu... tak jak wcześniej lubiłem oglądać tą postać to teraz jest to wszystko puste jak wydmuszka, może właśnie takie jak Betty i jej odrealniona wyidealizowana wizja świata. Gdy przypadkowo spotyka Dona niby jest rozdrażniona ale sam nie wiem czy to nienawiść, czy żal za czymś utraconym i wtedy postać Betty znowu nabiera rumieńców... serial ogólnie jest świetny choćby na płaszczyźnie relacji tych dwojga.
Ja powiem tak : chcialbym miec taka dupencje jak ona, masakra jaka on ajest śliczn aw tym serialu :O Kazda scena z jej udzialme przyprawia mnie o motyle hehe :)
Ja z Betty mam tak, że naprawdę lubię ją w sezonach nieparzystych, a w parzystych mnie wkurza. W 2 zachowywała się trochę jak rozpieszczony bachor, w 4 wyszła z niej prawdziwa wiedźma. Choć w ostatniej scenie zrobiło mi się jej nawet trochę szkoda, więc może w 5 sezonie znów da się lubić? Mam taką nadzieję. Nie potrafię tak naprawdę znienawidzić tej postaci, nawet kiedy jest okropna i działa mi na nerwy, to chociażby z powodu jej urody wciąż mam do niej jakieś resztki sympatii :).
irytująca to jest Peggy, sekretarka Dona. Nie dość, że wkurzająca to jeszcze ucharakteryzowali ją na strasznego paszteta. W rzeczywistości Elisabeth Moss jest o wiele ładniejsza. Co do Betty to jak zaczyna mnie wkurzać jej gadka, wyłączam sie i podziwiam jej piękną buzię :) W realu też to pomaga.
ja jej nie znoszę jak tylko pojawia się na ekranie to mnie coś bierze :O a ten Henry w odcinku w którym siedzieli u adwokata w celu rozwodu z Donem zarzekał się że się nią zajmie i nie rozumiem naprawdę nie rozumiem dlaczego mieszka w domu Dona z Betty ??!!! jeszcze z tego co wywnioskowałem don opłaca rachunki itp !!!! co to ma być !!!