Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

"Mroczny aniołCraiga R. Baxleya, choć wydany został w styczniu 1990, jest dzieckiem poprzedzającej ten rok dekady. Obraz do złudzenia przypomina radosną twórczość reżyserów szlagierowych exploitation movies. Wiele wspólnego ma także z gorącymi pozycjami nurtu"człowiek kontra maszyna" ("Terminator","RoboCop"), nawet jeśli żaden z filmowych antybohaterów nie jest androidem. Solidne nazwisko, klasyczne wzorce, złoty wiek kina klasy "B"Dark Angel" (czy też" I Come in Peace") śmierdział sukcesem. Dlaczego się nim nie okazał?

Historia pościgu Dolpha Lundgrena za handlarzami narkotykowymi z obcej planety ma swoje mocne strony – uwierzcie lub nie. Na poklask zasługuje poczucie humoru scenarzysty. Pomimo raczej ponurej tematyki, "Mroczny anioł" dysponuje serią udanych gagów i dowcipnych one-linerów. Prym wiedzie tu scena, w której partner potężnego Szweda – detektyw-ważniak – dowiaduje się, że jak ulał pasują na niego ubrania po dwunastoletnim Lundgrenie. Craig Baxley, twórca" Szalonego Jacksona", też wie, jak zapracować na pochwałę widza: dba o symetrię przestrzeni kadrowej i choreografię aktorów, zezwala na bystre operatorskie metafory, w filmie sensacyjnym nikomu – zdawałoby się – niepotrzebne. Jego talent bywa, co przykre, chwiejny, a praca reżyserska – nierówna, zupełnie jak sam film.




O tym, że "Mroczny anioł" to chybotliwa powierzchnia, przekonał się Dolph Lundgren, któremu nie udało się stworzyć mocnej kreacji aktorskiej. Detektyw Jack Caine to postać o silnych ramionach, lecz niezbyt tęgiej osobowości. Lundgren, zdolny i niedoceniony aktorzyna, zasługuje na więcej niż zazwyczaj dostaje. Od dyrektora castingowego "Mrocznego anioła" otrzymał angaż do sztampowej roli przerośniętego troglodyty, który bardziej niż jako człowiek z krwi i kości jawi się jako wytarta ekranowa klisza. W jednym z wywiadów Lundgren uznał Caine'a za postać rozbudowaną i targaną namiętnościami. Ja widzę w nim jedynie embrion bohatera filmowego.

"Dark Angel" – chłodno przyjęty zarówno przez krytyków, jak i odbiorców kinowych – okazał się niewypałem, bo nie spełnił niczyich oczekiwań. Czerpiąc tak naprawdę z wszystkiego, co dobre w kinie lat 80., zamknął tę erę jako jeden z jej pierwszych, przedwczesnych imitatorów, jako rip-off "Terminatora" czy "Najeźdźców z Marsa" – niewystarczająco widowiskowy, wypruty z emocji. Obraz Baxleya włada pewnym urokiem, tyleż tanim co przyjemnym, nie budzi jednak szczególnego poruszenia; jako miks filmu akcji i horroru science fiction wypada raczej blado.


Moja ocena:
5
Dziękuję serdecznie za wszelkie zaproszenia, ale na stu filmwebowych znajomych poprzestaję. Pozdrawiam!
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje