Recenzja filmu
Inwazja bez kofeiny
"Inwazja" to już czwarty remake tego filmu (łącznie z serialem). Film jest hollywoodzkim debiutem niemieckiego reżysera Olivera Hirschbiegela ("Eksperyment") – niestety nie za bardzo udanym. Już samo słowo „remake” budzi wątpliwości i zastrzeżenia co do produkcji, już nie wspomną o oglądaniu, szczególnie ostatnimi czasy, kiedy tego typu odgrzewacze ponoszą klapę. Jednak wytwórnia Warner Bros niezniechęcona upadkiem "Posejdona" postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Mianowicie wytwórni nie spodobała się wizja reżysera i do nakręcenia niektórych scen postanowili zatrudnić innego filmowca, Jamesa McTeigue’a. W rezultacie obraz przeleżał półtora roku w postprodukcji, co odbiło się na efekcie końcowym filmu.
Historię rozpoczyna eksplozja wahadłowca. Po wejściu w atmosferę naszej planety prom kosmiczny rozpada się, a jego części spadają na ziemię. Okazuje się, że wraz z wahadłowcem na ziemię przybył tajemniczy wirus, którym można się łatwo zarazić m.in. poprzez zastrzyk czy pocałunek. Wirus uaktywnia się podczas snu, odzierając zarażonego ze wszelkich uczuć i emocji. Psychiatra stanu Waszyngton, Carol Bennell, jako pierwsza zauważa zagadkowe zmiany. Kiedy były mąż Carol porywa ich synka, Olivera, kobieta z pomocą swojego przyjaciela – Bena, rusza na ratunek chłopcu. Od tej pory, chcąc przetrwać inwazję, nie będzie mogła zaufać nikomu, okazywać emocji, ale przede wszystkim – zasnąć.
Już na samym początku film był skazany na porażkę, głównie ze względu na poprzednie filmy, które odniosły sukces. Tak więc nowa wersja nie była koniecznością. Wydawać by się mogło, że idealnie dobrana obsada zagwarantuje sukces i przyciągnie tłumy. Ale znani aktorzy na plakacie filmowym to za mało. Słaba reklama i niekonsekwencja wytwórni doprowadziły do fiaska filmu w kinach.
Jedną z zalet filmu jest niewątpliwie obsada. Nicole Kidman, Daniel Craig i Jeremy Northam grają bardzo przekonująco i naturalnie. Całkiem wiarygodnie wypadają także aktorzy drugoplanowi, w tym mający małe rólki na swoim koncie Jackson Bond.
Muzyka, którą skomponował John Ottman, doskonale idzie w parze z obrazem. Najlepiej sprawdza się w scenach akcji, wywołując ciarki na plecach. I choć ścieżka dźwiękowa świetnie oddaje enigmatyczny klimat filmu, to po zakończeniu seansu ginie razem z filmem.
Końcowy produkt to sklejka wizji i wyobrażeń dwóch reżyserów i producentów. W rezultacie otrzymujemy film niespójny. Sceny akcji mieszają się ze scenami mało ciekawymi i raczej banalnymi (scena chowania się Carol i Olivera w piwnicy). Czasami ma się wrażenie, iż nie tylko główna bohaterka walczy z pokusą, by nie zasnąć. Filmowi brakuje kofeiny, która obudziłaby zastygłą akcję i wprowadziła nieco życia do filmu. Swoją drogą zastanawiające jest azjatyckie wydanie filmu na DVD – dołączony jest kubek do kawy z napisem „Nie zasypiaj”. Tak jakby realizatorzy przyznawali się do ospałości filmu: Zawsze można wypić kubek kawy i dotrwać do końca!
Historię rozpoczyna eksplozja wahadłowca. Po wejściu w atmosferę naszej planety prom kosmiczny rozpada się, a jego części spadają na ziemię. Okazuje się, że wraz z wahadłowcem na ziemię przybył tajemniczy wirus, którym można się łatwo zarazić m.in. poprzez zastrzyk czy pocałunek. Wirus uaktywnia się podczas snu, odzierając zarażonego ze wszelkich uczuć i emocji. Psychiatra stanu Waszyngton, Carol Bennell, jako pierwsza zauważa zagadkowe zmiany. Kiedy były mąż Carol porywa ich synka, Olivera, kobieta z pomocą swojego przyjaciela – Bena, rusza na ratunek chłopcu. Od tej pory, chcąc przetrwać inwazję, nie będzie mogła zaufać nikomu, okazywać emocji, ale przede wszystkim – zasnąć.
Już na samym początku film był skazany na porażkę, głównie ze względu na poprzednie filmy, które odniosły sukces. Tak więc nowa wersja nie była koniecznością. Wydawać by się mogło, że idealnie dobrana obsada zagwarantuje sukces i przyciągnie tłumy. Ale znani aktorzy na plakacie filmowym to za mało. Słaba reklama i niekonsekwencja wytwórni doprowadziły do fiaska filmu w kinach.
Jedną z zalet filmu jest niewątpliwie obsada. Nicole Kidman, Daniel Craig i Jeremy Northam grają bardzo przekonująco i naturalnie. Całkiem wiarygodnie wypadają także aktorzy drugoplanowi, w tym mający małe rólki na swoim koncie Jackson Bond.
Muzyka, którą skomponował John Ottman, doskonale idzie w parze z obrazem. Najlepiej sprawdza się w scenach akcji, wywołując ciarki na plecach. I choć ścieżka dźwiękowa świetnie oddaje enigmatyczny klimat filmu, to po zakończeniu seansu ginie razem z filmem.
Końcowy produkt to sklejka wizji i wyobrażeń dwóch reżyserów i producentów. W rezultacie otrzymujemy film niespójny. Sceny akcji mieszają się ze scenami mało ciekawymi i raczej banalnymi (scena chowania się Carol i Olivera w piwnicy). Czasami ma się wrażenie, iż nie tylko główna bohaterka walczy z pokusą, by nie zasnąć. Filmowi brakuje kofeiny, która obudziłaby zastygłą akcję i wprowadziła nieco życia do filmu. Swoją drogą zastanawiające jest azjatyckie wydanie filmu na DVD – dołączony jest kubek do kawy z napisem „Nie zasypiaj”. Tak jakby realizatorzy przyznawali się do ospałości filmu: Zawsze można wypić kubek kawy i dotrwać do końca!
Moja ocena:
6
Udostępnij: