Nowy Jork, rok 1969. Opowieść o matce i jej dorastającej córce, której tło stanowi lądowanie człowieka na Księżycu i festiwal Woodstock. Rodzina Kantrowitzów jedzie na wakacje w góry. Podczas pobytu Marty (Liev Schreiber) musi wracać do miasta, by zająć się pracą. Opuszczona żona, Pearl (Diane Lane), pociesza się w ramionach lokalnego sprzedawcy hippisowskich ubrań, Walkera Jerome (Viggo Mortensen).
To już drugi (po Unfaithful) film w którym Diane grając chcąc nie chcąc dobrą i kochającą żonę wdaje się w romans z innym mężczyzną raniąc przy tym do kości swoich mężów. Jej charyzma połączona z delikatną, nienachalną urodą sprawia, że oglądając czułem się jakby to mnie zdradzała. Widząc tak przyzwoitą postać...
Muszę przyznać, że jestem pod naprawdę dużym wrażeniem Liev'a Schreiber'a. Sięgnęłam
po "Walk on the moon" dla Viggo Mortensena, którego filmografię teraz dokładnie studiuję,
ale jak na mój gust L. Schreiber ukradł mu, tak samo jak Diane Lane zresztą, ten film pod
względem aktorskim.
Duże brawa dla Lieva. A...
Ale ona szczęściara... Z jednej strony boski Viggo,a z drugiej całkiem niezły w tym filmie, Schreiber... xD Ta to umie się ustawić :-P A tak na serio... Bardzo ładny film, nic odkrywczego, nic nowatorskiego, ale klimat lat 60, Viggo i świetna kreacja Diane, dają bardzo mocne 7, albo i 7,5 (gdyby były tu połówki)....
Dokładnie jak w temacie. Pomijając grę aktorską, (która była całkiem dobra) oraz muzykę
(idealnie oddająca klimat lat 60!) to po prostu piękna historia. Nie jestem wielkim miłośnikiem
"mielonych dramatów" jednak ten mnie bardzo pozytywnie zaskoczył.
To jest właśnie to czego oczekuję od życia a wielka szkoda, że jest...