Japonia, rok 1614. Dwa rywalizujące ze sobą od setek lat rody ninja (shinobi), zostają zmuszone przez shoguna do stoczenia walki na śmierć i życie. Każdy z rodów wystawia do pojedynków pięciu najlepszych wojowników ninja, dysponujących unikalnymi i jedynymi w swoim rodzaju, nadludzkimi umiejętnościami.
Miałem nadzieję obejrzeć film pełen wyśmienitych walk, niestety głównym wątkiem okazał się romans. Mało tego walki które przedstawiono są co najwyżej przeciętne. Film nie wywarł na mnie dużego wrażenia, wydaje się jakby coś w nim brakowało.
Niby nakręcone podobnie, piękne zdjęcia, krajobrazy, niezła muzyka. Ale jednak nie to. Nie ma tej magii i finezji chińskiego kina. Japońska toporność sprawdza się w klasycznych siekaninach o samurajach, ale na pewno nie w czymś, co w założeniu twórców miało być romantyczną baśnią. Zero emocji. Drętwe beznadziejne...
W recenzji "Ninja Scroll" pojawia się stwierdzenie jakoby Hattori Hanzo był inspirowany postacią z "Kill Billa" (jeśli dobrze zrozumiałem recenzenta), otóż:
"Hattori Hanz? (jap. ????; 1542-1596), znany również jako Masanari lub Masashige, syn niejakiego Hattoriego Yasunagi, był głową klanu z prowincji Iga ? regionu...
Romans pomiedzy sliczna Oboro z wioski Tsubagakure a przystojnym Gennosuke z osady Manjidani.
Swoja milosc utrzymuja w tajemnicy, poniewaz obydwoje sa wojownikami Shinobi, tyle ze z dwoch konkurencyjnych klanow (Iga i Koga). Wladca Hattori Hanzo(!) nakazuje tym klanom przystapic do wojny. Pieciu najlepszych wojownikow...
spodziewałam się czegoś zdecydowanie lepszego. przede wszystkim zdjęcia zapowiadałay się obiecującą, ale niestety nie wykroczyły poza standart. poza tym sam scenariusz i dialogi były najzwyczajniej w świecie do bani - banał na banale banałem pogania. muzyki prawie nie było, a ta taka beznadziejna melodyjka, co to sie...
więcej