Lubię gotować, lubię stare książki kucharskie ze swoimi kapłonami, pulardami, móżdżkami i inny antykwaryzmami. Nawet jeśli nie można jakiegoś przepisu wykonać, to fajnie się go czyta- i te miary: kwarty, kopy etc.
Film mi się podobał głównie za sprawą Meryl Streep, która stworzyła postać charakterystyczną, ale jakże sympatyczną- wielka rżąca klacz :), otwarta, radosna, swobodna, szczera!
Natomiast wątek współczesny wcale mi się nie podobał. Julie jest głupia, a w kuchni nieapetyczna. Sam pomysł, żeby koniczynie zmieścić się z przepisami w ciągu roku - taki idiotyczny sztucznie wymyślony wyścig z czasem.
Ciesze się, że Julia nie polubiła Julie!:)
a mi z drugiej strony,bardzo sie podobal watek z Julie i jej wyścig z czasem:)sama z chęcią bym taki wyscig podjęła:)
moim zdaniem oba wątki były ważne, gdybyśmy zobaczyli tylko opowieść o Juli Child film byłby zapewne zabawny i ciekawy,ale podobny do innych filmów biograficznych,a tak postać współczesnej Julii dodała filmowi szerszy wymiar
Wątek współczesny nie jest przecież wymyślony. Taki blog, jaki można było
zoabaczyć na ekranie naprawdę istnieje.
Potwierdzam :)
Oto link do jego pierwszej strony -> http://blogs.salon.com/0001399/2002/08/25.html
PS> Film uroczy, ciepły i naprawdę godny obejrzenia, szczególnie na zimową chandrę.
a można przeczytać gdzieś cały blog? bo właśnie czytam książkę i jestem
strasznie ciekawa jak to wszystko wyglądało na blogu.
tam jest cały blog. a na pewno druga strona :D, więc zakładam, że reszta też. jeśli nie, to proszę o sprostowanie.
Jak to "sztucznie wymyślony"??? :O To jest przecież prawdziwa historia! Z ciekawości, po seansie zakupiłam książkę "Julie i Julia. Rok niebezpiecznego gotowania" :)
Z Twoich słów można się domyślić tego, że jesteś koneserką kuchnii francuskiej i to jeszcze Amerykanką... bo dla takiej grupy społecznej (że tak się wyrażę) Julia napisała tę książkę kucharską (może mnie ktoś poprawi jeśli się mylę).
Mam jedno pytanie: czy nie pomyślałaś, że właśnie może przyczyną dlaczego (nie jest wyraźnie stwierdzone, że Julia nie polubiła Julie - po prostu nie chciała się z nią spotkać) Julia nie chciała się spotkać z Julie mogło być to, że stwierdziła, że Julie poszła jakby na łatwiznę - w końcu wykorzystała jej dzieło, które pisała przez kilka ładnych lat. Może po prostu ta niechęć do Julie właśnie wynikała z tego, że mogła mieć jej za złe, że troszku "zerżnęła" z jej jakże tytanicznej pracy? (mam nadzieję, że wypowiedziałem się jasno)
Przychodzi mi do głowy pewien wierszyk (chociaż nie jestem fanem Szymborskiej) ... sądzę, że tutaj pewna parafraza części tego wiersza jest stosowna:
"...Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowy
i nad losem autorki (tego posta) podumaj przez chwilę..." (chociaż właściwie to nie wiem czy jest nad czym, bo zdania pokroju: "Julie jest głupia, a w kuchni nieapetyczna." w dużej mierze określają kim może być autorka tego posta). (mdłości)
Dla mnie Julia okazała się wredną pipą, a Julie idiotką, bo mimo, że jej idolka tak nieprzychylnie się o niej wypowiedziała, dalej bezkrytycznie ją kocha ;]
No właśnie. Julia była charakterystyczna za jej miłość do ludzi. Zdziwiło mnie i rozczarowało to, że swoją idolkę tak potraktowała. Może była o nią zazdrosna w jakimś sensie?
Jeśli lubisz stare książki to polecam Ćwierciakiewiczową. Czyta się pysznie, za wykonanie się lepiej nie zabierać (no chyba, że jesteś kucharką dla poligonu wojska. wtedy inna sprawa)
Też mnie zdziwiło czemu Julia tak się zachowała. To dziwne. Przecież dzięki Julie jej "tytaniczna" jak tu ktoś określił praca została odświeżona, przypomniana ludziom. Ba, dzięki stronie Julie (podejrzewam)) wielu nie-amerykanów dowiedziało się kim była Julia Child. Więc co...nie spotkały się nigdy?
ja mam identyczne odczucia ja Ty. Wątek Julii Child był świetny, podobało mi się wszystko co dała z siebie Meryl Streep- od pasji i uporu przy garach, przez budowanie relacji z bliskimi jej osobami i tęsknotę za macierzyństwem, poprzez perły ( których osobiście nie znoszę!), akcent, sposób artykulacji...:) A wątek ze współczesną Julią była taki nijaki-jaki i ona. Poza jedną sceną, która chyba była najgorszą- gdy mają jakieś przyjęcie w domu, a ta się przebrała za Julię Child. No masakra,...To były chyba 30ste urodziny?:D Jak dla mnie żenada. Niemniej jednak film niezły:) Miło się oglądało.