Ennio Morricone to osoba która w równym stopniu przyczyniła się do sukcesu i kultowości filmu "The Thing", jak John Carpenter, Kurt Russell oraz Rob Bottin.
Pierwszy kontakt z "Coś" był dla mnie szokiem, że ktoś stworzył coś tak orginalnego, szokującego i klimatycznego. Kolejne 5-6 razy to fascynacja obrazem, fabułą, efektami specjalnymi. Ostatnio jednak zauważyłem coś nowego. Jest to pierwszy film po obejrzeniu którego chciałem więcej... muzyki. Jak mawiał mój nauczyciel: "Muzyka filmowa powinna oddawać klimat, budować nastrój, gdy trzeba to milczeć, gdy trzeba to grzmieć; ale co najważniejsza muzyka filmowa nie powinna zwracać na siebie uwagi, bo jest tylko dodatekiem do obrazu". I tak też jest w przypadku dzieła Ennio Morricone. Muzyka która się kojarzy z tym filmem to rytmiczne dudnienie, niczym bicie serca, z niepokojącym dźwiękiem organów. Niby nic wielkiego, ale o to właśnie chodzi. Muzyka Morricone pojawia się w momentach które budują nastrój, w scenach spokojnych, przerywnikach do wrażeń wizualnych, a jednak... Mój znajomy który oglądał ten film po raz pierwszy w scenie w której leciało wspomniene przezemnie "Humanity" Morricone, powiedział "Czemu ja się boje? Przecież tu nic się nie dzieje". Myśle, że to najlepszy komentarz i ocena.
Ale chce powiedzieć o soundtracku do tego filmu. "The Thing: Original Motion Picture Soundtrack" zaskoczył mnie, pewnie przedewszystkim dlatego, że to mój pierwszy w pełni instrumentalny soundtrack którego słuchałem, ale jest jeszcze coś... Ogrom niewykorzystanego potencjału. Licząc 3 wersje motywu przewodniego jako jeden, otrzymujemy 9 utworów, z czego zaledwie 3 pamiętam w filmie. Wątpie, że ktoś wydawał ten soundtrack myśląc o zarobkach, mimo, że genialny włoch stworzył 11 naprawdę niesamowitych utworów. Każdy z nich zasługiwał na swoje "5 minut" w filmie. Każdy z nich oddaje klimat tego niezwykłego filmu. Każdy z nich jest genialny z powodu prostego pomysłu i niezwykłego wykonania. I żaden z nich nie zasługiwał na nominację którą otrzymał. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to w 1983 "The Thing" został nominowany do złotych malin, w kategorii najgorsza muzyka.
Jeśli ktoś zainteresuje się wspominanym przezemnie soundtrackiem to szczególnie polecam utwór "Bestiality". Najbardziej hałaśliwy, niepokojący, rozbudowany i przerażający kawałek na płycie, który nie doczekał się swojego miejsca w filmie. W niektórych wydaniach DVD można go posłuchać jako utwór w tle w momencie powrotu do menu z poziomu filmu, albo pod poniższym linkiem:
http://coldbeer.wrzuta.pl/audio/5KzA590qb2t/ennio_morricone_-_bestiality