Jak widzę argumenty - „a czego się spodziewałeś?” to mnie szlag trafia. To jak sprzedawca samochodu, który po oględzinach stwierdzających usterkę pyta - a czego się spodziewałeś po takim samochodzie? No kurczę sprawnego samochodu zgodnie z opisem. Muzyka robi film - tyle. Nic więcej tu niesamowitego nie ma. Film za mało pokazuje jak na jego długość. Nic więcej poza tym, ze zespół muzyczny nagrywa, sprzecza się i wydaje płyty. Nie ma emocji, nie ma relacji między tymi ludźmi. Tacy statyści stojący gdzieś obok i mający nad głowami napisy „dziewczyna Freddiego”, „kolega z zespołu Freddiego”. Wiem, ze film może się podobać szczególnie osobom lubiącym zespół, ale z tym arcydziełem to przesada. Muzyka uzupełnieniem filmu a nie jego fundamentem. Tyle.
Zgadzam się z opinią, ale ten film za arcydzieło mogą uznać osoby nie będące fanami zespołu :), bo łatwiej łykną taką tanią bajeczkę. Znawcy tematu nie nabiorą się na taki fabularny śmieć :)
Też się dziwię, jak można oceniać film przez pryzmat samej muzyki. Serio filmy się ogląda dla muzyki? To nie lepiej zostać w domu i puścić sobie płytę czy koncert? Wyjdzie na to samo. Muzyka to jeden z elementów składowych filmu i dawanie 7, 8, 9/10 tylko za muzykę jest żenujące. Film się ocenia jako całość. ZAWSZE.