Recenzja serialu

Złote lata (1991)
Michael Gornick
Allen Coulter
Felicity Huffman
Frances Sternhagen

Czasu trwanie odwrócić

W pewnym momencie swojej kariery Stephen King uświadomił sobie, że może wszystko. Mógł napisać książkę, która w ogóle nie jest powieścią ("Danse Macabre"), być współtwórcą komiksu ("Creepshow"),
W pewnym momencie swojej kariery Stephen King uświadomił sobie, że może wszystko. Mógł napisać książkę, która w ogóle nie jest powieścią ("Danse Macabre"), być współtwórcą komiksu ("Creepshow"), a nawet wyreżyserować własny film ("Maksymalne przyspieszenie"). Samo nazwisko pisarza było dostateczną zachętą, by producenci i wydawcy inwestowali w tego typu projekty. A jednak pozostał obszar, w którym King nie miał wolnej ręki. Była to telewizja. Stephen wiele razy starał się zrealizować serial według własnego pomysłu. Miała to być jednosezonowa opowieść o Harlanie, mężczyźnie, który nagle zaczął młodnieć. Producenci na początku nie byli ufni wobec znanego pisarza i realizowali wyłącznie pojedyncze pomysły Kinga (jak choćby jego scenariusze w serialu "Tales from the Darkside"). Dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych, za pomocą wielu kompromisów udało się mu przekonać telewizję do wyłożenia pieniędzy na projekt zwany "Złote lata". Zażądano jednak, by serial nie kończył się na jednym sezonie, a został napisany w taki sposób, by historia mogła być kontynuowana w kolejnych seriach. King zgodził się. Jak się jednak okazało, znane nazwisko to nie wszystko i ostatecznie nie tylko nie powstały następne sezony, ale również prace nad pierwszym wstrzymano z powodu słabej oglądalności. To, co zostało, to 8 epizodów, które postaram się opisać w niniejszej recenzji.

Opowieść zaczyna się w tajnym rządowym instytucie. Pracuje w nim siedemdziesięcioletni woźny, Harlan Williams (Keith Szarabajka). Pewnego dnia czeka go przykra niespodzianka. Okazuje się, że oblał badanie wzroku i przełożeni chcą go zwolnić. Jakby tego było mało, tego samego dnia ma miejsce tragiczny w skutkach wypadek. Prowadzący badania nad odbudową materii, dr Toddhunter (Bill Raymond) ignoruje ostrzeżenia swoich współpracowników i doprowadza do olbrzymiej eksplozji. W wypadku ginie dwóch naukowców, a woźny zostaje porażony promieniowaniem. Od tego Harlan zaczyna młodnieć w zastraszającym tempie. Nic więc dziwnego, że jego osobą zaczynają się interesować tajne agencje rządowe. Sam woźny szybko zdaje sobie sprawę, w jakiej znalazł się sytuacji.

Tak pokrótce przedstawia się historia zawarta w serialu. Niespodziewanie jednak Harlan Williams tylko pozornie wydaje się głównym bohaterem tej opowieści. Tak naprawdę pierwsze skrzypce grają tu tajni agenci stojący po dwóch stronach barykady. Terry Spann (Felicity Huffman) staje się sprzymierzeńcem pechowego woźnego, starając się obronić jego rodzinę i jego samego przed losem królika doświadczalnego. Jej przeciwnikiem jest bezlitosny Jude Andrews (R.D. Call), agent organizacji zwanej "Sklepik" (znanej z książki "Podpalaczka" Kinga). Jego głównym celem jest wyeliminować wszystkich, którzy tylko staną mu na drodze i umożliwić Toddhunterowi dalsze badania. Ta dwójka przeciwników zna się bardzo dobrze, bo kiedyś wspólnie współpracowali, jednak ich drogi rozeszły dość nagle i nieprzyjemnie, co jeszcze bardziej zaognia konflikt.

Postaci niestety tylko z pozoru wydają się oryginalne. Tak naprawdę Harlan, mimo że da się go lubić, nie intryguje widza. Wciąż wspomina stare czasy, jest szalenie życzliwy, ot, taki typowy poczciwy staruszek. Również dr Toddhunter i agentka Terry Spann niczym nie zaskakują. Pierwszy to przykładny szalony naukowiec, wciąż gada do siebie, bez przerwy łamie regulamin oraz miewa nagłe napady gniewu. Zastanawia mnie tylko, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby kontynuowano serial, bo akurat stosunek tego bohatera do zmarłego ojca był nurtujący i wyraźnie widać, że kryła się za tym jakaś mroczna tajemnica. Co do Terry, to również postać, która nie wychodzi poza schemat. Jest odważną, doświadczoną i inteligentną agentką rządową, ale nie wyróżnia się niczym. Zgoła inaczej jest z Judem Andrewsem, jej przeciwnikiem. To świetnie wykreowana przez R.D. Calla rola psychopaty, który jest absolutnie nieprzewidywalny. Jude naprawdę potrafi przerazić, a jego obecność na ekranie zawsze dodaje serialowi dynamiki. Standardowo przynajmniej raz na odcinek musi kogoś zabić, za każdym razem w inny sposób. Jeżeli miałbym wyróżnić któregoś z bohaterów, to właśnie jego, również ze względu na niezłe aktorstwo Calla.

Przyczyny małej oglądalności można doszukiwać się w ślimaczym tempie akcji. Kinga od jakiegoś czasu wielu nazywa "królem wodolejstwa". I w rzeczy samej tak jest. "Złote lata" są potwornie rozwleczone, przegadane oraz pełne niepotrzebnych scen. Bohaterowie lubią się powtarzać, prowadzić dyskusje o niczym lub kontynuować bezowocne kłótnie. Szczytem tego wszystkiego jest zajmująca 15 minut scena obławy na radiowóz po środku łąki. Policja otacza wóz, a następnie prowadzi niekończące się rozważania o tym, jak się do niego dostać. Również pierwsze odcinki nie przynoszą wiele zaskoczeń, są to po prostu nieciekawe dysputy nad tym czy szalony Toddhunter jest winny wybuchowi w instytucie. W ten sposób historia młodniejącego woźnego jest wciąż spychana na dalszy plan. Dynamiczne okazują się dopiero dwa ostatnie epizody, jak się dowiadujemy z czołówki, nienapisane przez Kinga, a jedynie według jego pomysłów.

Daleki jednak jestem od nazywania tego serialu nieudanym. Owszem, dużo tu wad, w postaci wyżej wymienionych, ale plusy też się znajdą. Niewielka, ale nieźle dawkowana porcja humoru na pewno wyszła "Złotym Latom" na dobre. Podobała mi się również atmosfera kina drogi, którą tutaj uświadczymy. Bohaterowie przemierzając kolejne stany Ameryki, spotykają po drodze typowych przedstawicieli różnych regionów. W ten sposób niejako starano się nakreślić różne oblicza USA, co bardzo doceniam. W końcu muszę przyznać, że większość scen, w których Jude Andrews terroryzuje swoje ofiary, na długo pozostają w pamięci. Dlatego trochę szkoda, że nie dokręcono dalszej odcinków "Złotych lat" i serial urywa się w połowie. Potencjał był duży, a fabuła podążała w dobrą stronę.

Na koniec warto byłoby wspomnieć, że istnieją dwie wersje tego dzieła. Tutaj oceniam pełną, 400 minutową, która była wyświetlana w amerykańskiej telewizji. Jednak widzowie, którzy zakupili wydanie DVD dostają okrojoną edycję, trwającą zaledwie 4 godziny. Prócz brakujących scen różnią się one zakończeniami. Telewizyjne jest po pełne niedopowiedzeń, bo w końcu zostało nakręcone z myślą o kontynuowaniu prac nad serialem. Tymczasem końcówka wydania DVD (która z tego, co mi wiadomo, była wyświetlana również w polskich stacjach) to jedno wielkie nieporozumienie, stworzone na siłę i bez pomysłu. Tak więc jeśli nie odstraszy was szereg wad, jakie posiadają "Złote lata" i będziecie chcieli zobaczyć ten serial, to sięgnijcie po oryginalne, pełne wydanie. Przynajmniej nie zepsujecie sobie wrażenia o całości przez beznadziejne ostatnie 10 minut.
1 10
Moja ocena serialu:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones