Esencja wojownika

W "Assassin's Fist" nie ma ratowania świata, ani wielkiej rozróby czy stawki wydarzeń, ale słowo klucz stanowi na pewno słowo "dokładnie". Twórcy z niezwykłą pieczołowitością przedstawiają
"Mortal Kombat" - jedyna udana filmowa adaptacja bijatyki video, jaka powstała w całej historii kina. Na przestrzeni lat hollywoodzcy producenci często sięgali po tego typu gry komputerowe i przerabiali je z mizernym skutkiem na filmy, które w najlepszym razie wypadały "jedynie" przeciętnie. Sama seria "Street Fighter" może dotychczas poszczycić się dwoma niechlubnymi próbami przeniesienia na ekran, z których kolejna była gorsza od poprzedniej. Bohatera dzisiejszej recenzji nakręcono za jeszcze mniejsze pieniądze niż poprzedników. Ograniczono się do bardzo prostej scenerii i zaledwie kilku postaci. Czyżby powstała najgorszego sortu kaszana?

Fabuła skupia się na dwóch popularnych wojownikach cyklu - Kenie i Ryu. Duet przyjaciół przechodzi na ostatni etap swojego szkolenia, w trakcie którego nauczą się panować nad energią ki oraz swoimi emocjami, w tym oczywiście gniewem - destruktywnym, ale pozwalającym na osiągnięcie większej mocy Ich trening stanowi jednocześnie parabolę do wydarzeń z przeszłości, w której dokładnie pokazane zostanie, jak w tym samym dojo kilkadziesiąt lat wcześniej swój początek miał istny demon, który stał się przekleństwem mistrza szkolącego Ryu i Kena.

W "Assassin's Fist" nie ma ratowania świata, ani wielkiej rozróby czy stawki wydarzeń, ale słowo klucz stanowi na pewno słowo "dokładnie". Twórcy z niezwykłą pieczołowitością przedstawiają głównych bohaterów, wyraźnie opisując ich przeszłość oraz motywację do stania się wielkim wojownikiem. Duży nacisk położono przede wszystkim na ideologię sztuk walk. To częsty motyw, że w obijaniu przeciwnikowi mordy chodzi o coś więcej niż tylko o zwycięstwo i w tym przypadku ukazano to naprawdę sumiennie. Udanie zróżnicowano obu bohaterów, rezygnując jednocześnie z antagonizowania któregokolwiek z nich. Ryu i Ken to w ogóle fajni, dający się lubić goście. Do celu zmierzają wspólnie, ale mają różne podejście do życia oraz walk, przy czym droga żadnego z nich nie jest błędna. W kontraście do nich tajemniczy czarny charakter jawi się niczym typowa dramatyczna postać, która w imię osiągnięcia perfekcji rezygnuje z człowieczeństwa.

"Street Fighter: Assassin's Fist" nie ma tej charakterystycznej dla amerykańskich produkcji komercyjnych bylejakości w podejściu do tematu. Wszelkie rozprawiania o  praworządności, których notabene jest sporo, nie służą tylko zapełniania ekranowego czasu, lecz faktycznie mają za zadanie ugruntowania postaci oraz przedstawienia świata. Moralizatorstwo nie zostaje wpychane widzowi przez kiczowate dialogi, ale wnioski płynące z rozgrywających się na ekranie rozterek etycznych. Przez to całość toczy się często w spokojnym tempie, które nie każdemu może odpowiadać, ale za to nie ma poczucia miałkości dialogów oraz tego, że fabuła jedynie na siłę odhacza konieczne punkty fabularne w przerwach między walkami.

Pojedynków zresztą nie brakuje, a co ważniejsze wyglądają wybornie. Autorzy pokazują, jak gardzą dynamicznym, chaotycznym i rwanym montażem, dlatego stawiają na stosunkowo długie przemyślane ujęcia połączone z właściwie dobranymi spowolnieniami. Dzięki temu aktorzy mogą popisać się swoimi umiejętnościami, a widzowi mają czas docenić pomysłową choreografią, w której nie brakuje znanych z gier ciosów z hadoukenami i shoryukenami na czele. Walki wręcz stoją na poziomie najnowszej części "Szybkich i wściekłych" czy ostatniego "Kapitana Ameryki".

Na każdym kroku widać też zwyczajnie pasję twórców projektu. Z braku odpowiedniego budżetu ograniczyli miejsca akcji i bohaterów do minimum, a jednocześnie wycisnęli maksimum z wszelkich idei przyświecających sztukom walk. Umiejętnie zbalansowano elementy fantastyczne, pozostając jednak wiernym pierwowzorowi, przez co powstała adaptacja niezwykle wierna, ale też zrozumiała dla kogoś, kto nie zna "Street Fightera". Ten film docenią nie tylko miłośnicy gier, ale również wszyscy wielbiciele kina kopanego. Nie ma tu strzelanin, wątku romantycznego ani ratowania świata, lecz jest za to czysta esencja drogi, jaką wojownik musi przejść, by stać się mistrzem. Zrobiono mniej, lecz dokładniej. Dlatego "Street Fighter: Assassin's Fist" jest najlepszą adaptacją bijatyki video, jaka kiedykolwiek powstała.
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones