"Ms. Marvel" to jeden z tych seriali, które dają mniej, niż obiecują. Włączenie superbohaterskiej narracji w schematy fabularne teen dramy, które świetnie sprawdza się w przypadku Spider-Mana,
Ekspansja trwa. Po "Czarnej Panterze" i "Shang-Chi" przyszedł czas na kolejny krok w drodze do inkluzywności. Za sprawą "Ms. Marvel" – serialowego origin story bohaterki, którą spotkamy w "The Marvels" – muzułmańscy fani doczekali się swojej reprezentantki w MCU. Twórcy postępują jednak ostrożnie, ustawiając punkt widzenia na bezpiecznej pozycji osoby zasymilowanej.
Kamala Khan (Iman Vellani), należąca do drugiego pokolenia pakistańskich imigrantów w Jersey City, właściwie niczym się nie wyróżnia na tle rówieśników z liceum. Ma typowo nastoletnie problemy (mama nie pozwala jej iść na zlot fanów Avengerów), które rozwiązuje w typowy dla nastolatków sposób (wymyka się na imprezę bez wiedzy rodziców). Kiedy nieoczekiwanie odkrywa, że dysponuje niezwykłymi umiejętnościami, staje przed koniecznością odpowiedzenia sobie na szereg pytań. Wśród nich znajdą się nie tylko problemy typu "jaką superbohaterską ksywę przyjąć" i "jak powinien wyglądać mój strój do walki ze złem", lecz także bardziej fundamentalne kwestie: kim jestem i skąd pochodzę.
Kamala jest bowiem bohaterką odciętą od swoich korzeni. Matka (Zenobia Shroff) zbywa jej pytania o prababcię, a do kultywowanej przez babcię (Samina Ahmed) rodzinnej legendy o przodkini podchodzi z dystansem. Genów jednak nie oszukasz. Młoda bohaterka dąży do poznania prawdy z takim samym uporem, z jakim Muneeba zaprzecza faktom. Skupienie się na międzypokoleniowym dramacie, w dodatku rozgrywającym się na tle Wielkiej Historii, nie wychodzi "Ms. Marvel" na dobre. Serial szybko traci energię i świeżość pierwszych odcinków, pogrążając się w sztampowych rozwiązaniach fabularnych. Trudno oprzeć się przy tym wrażeniu, że pochodzenie Kamali to zaledwie ornament – egzotyczny rys mający uatrakcyjnić opowieść.
Mimo że twórcom przyświeca idea inkluzywności, powielają oni schematy, które Edward Said krytykował w "Orientalizmie". Trzymają się stereotypowego, uproszczonego obrazu Wschodu będącego opozycją dla Zachodu. Co z tego, że dar, jaki otrzymuje Kamala, pochodzi z Indii, skoro to amerykańskie wychowanie pozwala jej nauczyć się nad nim panować i właściwie go wykorzystać. Odcinki, których akcja toczy się w Pakistanie, utwierdzają nas w przekonaniu, że to Stany Zjednoczone powinny mieć monopol na dysponowanie supermocami. W rękach Skrytych, grupy wygnańców z innego wymiaru desperacko poszukujących drogi do domu, mogłyby przyczynić się do zagłady naszego świata. Kraj przedstawiono zresztą jako miejsce tyleż malownicze co niebezpieczne: pełne zatłoczonych bazarów monitorowanych przez czarnookich chłopców przysłaniających twarz chustą.
Kolejnym problemem "Ms. Marvel" jest brak wyrazistego antagonisty. Grana przez Nimrę Buchę Najma ma wprawdzie potencjał, by stać się poważnym zagrożeniem dla bohaterki (i całego świata przedstawionego), ale co z tego, skoro twórcy nic z nim nie robią. Szkoda, tym bardziej, że postać ta została świetnie wprowadzona. Zanim potwierdzają się nasze obawy co do jej prawdziwych intencji, Kamala widzi w niej potencjalną przewodniczkę, istotę podobną do nowej siebie, kogoś, kto zna odpowiedzi na dręczące ją pytania. Jednak ta cyniczna, pozbawiona sentymentów kobieta niespodziewanie wycofuje się ze swych działań. Ot, wystarczy krótka wymiana zdań z nastoletnią Kamalą, by zapomniała o celu. Koniec końców większym problemem jest nadgorliwa agentka (Alysia Reiner) – wchodząca z butami do meczetu, gotowa zignorować rozkazy przełożonego, byle dorwać nastoletnią superbohaterkę i jej przyjaciela.
Niestety "Ms. Marvel" to jeden z tych seriali, które dają mniej, niż obiecują. Włączenie superbohaterskiej narracji w schematy fabularne teen dramy, które świetnie sprawdza się w przypadku Spider-Mana, nie służy historii Kamali. Nie działa ona ani jako metaforyczna opowieść o odkrywaniu własnej tożsamości, ani jako rozrywka spod znaku MCU. Jeśli więc liczyliście na rewolucję, będziecie musieli na nią jeszcze poczekać.
Rocznik '89. Absolwentka filmoznawstwa i wiedzy o nowych mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. Napisała pracę magisterską na temat bardzo złych filmów o rekinach. Dopóki nie została laureatką VII... przejdź do profilu