Recenzja serialu

Demony da Vinci (2013)
M.J. Bassett
Paul Wilmshurst
Tom Riley
Laura Haddock

Sherlock Jones i poszukiwacze zaginionej księgi

Był jednym z największych umysłów w dziejach ludzkości. Wybitnym artystą, wynalazcą i myślicielem. Wyprzedzał swoje czasy o całe stulecia. Leonardo da Vinci, bo o nim oczywiście mowa, do dziś
Był jednym z największych umysłów w dziejach ludzkości. Wybitnym artystą, wynalazcą i myślicielem. Wyprzedzał swoje czasy o całe stulecia. Leonardo da Vinci, bo o nim oczywiście mowa, do dziś pozostaje synonimem geniuszu. O dziwo, postać humanisty z Italii nigdy nie doczekała się szerszej uwagi ani telewizji, ani kina. Ta pierwsza ograniczała się do produkowania filmów dokumentalnych. Kinematografia serwowała z kolei obrazy fabularne traktujące bardziej o dziełach Leonarda niż o nim samym ("Kod da Vinci", "Skarb Da Vinci" czy nasz rodzimy "Vinci"). Sytuację na rynku zmienił dopiero David S. Goyer. Ten uznany scenarzysta m.in. trylogii "Blade" zdecydował się stworzyć dla telewizji Starz serial z włoskim mistrzem w roli głównej. Produkcja, o tajemniczym tytule "Demony da Vinci", zadebiutowała na małym ekranie 12 kwietnia 2013 roku.



Twórcy skupili się na burzliwym okresie młodości Leonarda. Stąd też akcja została osadzona pod koniec XV wieku. Da Vinciego (Tom Riley) poznajemy jako obiecującego artystę i wynalazcę pracującego pod okiem Verocchia (Allan Corduner) we Florencji. Pozostając w trudnych stosunkach z ojcem Piero (David Schofield), genialny humanista wdziera się przebojem na dwór Wawrzyńca Medyceusza (Elliot Cowan) i z miejsca staje się naczelnym inżynierem wojskowym Florencji. W tym czasie miasto skonfliktowane jest z Rzymem papieża Sykstusa IV (James Faulkner). Gra toczy się jednak nie tylko o władzę nad Italią, ale również o mistyczną "Księgę liści". Jej odnalezienie może dać światu wybawienie, zaś da Vinciemu odpowiedzi na temat jego przeszłości.

Serialowy Leonardo stanowi specyficzną hybrydę bohaterów popkultury, zarówno klasycznych, jak i współczesnych. Da Vinci XXI wieku łączy w sobie talent detektywistyczny Sherlocka Holmesa, geniusz zbrojeniowy i przebojowość Tony'ego Starka z awanturniczością i łaknieniem przygód Indiany Jonesa. Mistrz ma też w sobie coś z kultowego MacGyvera, zdolnego skonstruować coś z niczego w każdym miejscu i o każdej porze. Z kolei, pokonywanie misternie zaszyfrowanej drogi do "Księgi liści" nasuwa skojarzenie z wyczynami Roberta Langdona z "Kodu da Vinci" i Bena Gatesa ze "Skarbu narodów". Kreujący postać Leonarda Tom Riley, potrafi oddać choleryczność swojego bohatera. W jego interpretacji da Vinci to człowiek, który nie umie usiedzieć w jednym miejscu. Ma w sobie nienasycony głód tworzenia. Fascynuje go natura, którą stara się wykorzystać w praktyce, kreśląc kolejne pomysły w swoim nierozłącznym zeszycie. Jest również XV-wiecznym zawadiaką potrafiącym wykaraskać z wszelkiej sytuacji. Leonardo to zdecydowanie najbardziej wyrazista postać serialu. Jego centrum, grawitacja i serce.



W cieniu kreacji Rileya pozostaje reszta obsady, spośród których należy wyróżnić przynajmniej dwóch aktorów. Pierwszym z nich jest Blake Ritson w roli głównego antagonisty da Vinciego, hrabiego Riario. To niepokojący flegmatyk o charakterystycznym ochrypłym głosie, demonicznym spojrzeniu i szatańskim uśmieszku. Drugim z panów, godnym wspomnienia jest James Faulkner. Na ekranie przyszło mu odtwarzać aż dwie postaci: Aleksandra della Rovere (Sykstus IV) oraz jego niegodziwego brata, Franciszka. Z zadania tego Brytyjczyk wywiązał się znakomicie, nadając obydwu bohaterom zgoła odmienne charaktery. Co się tyczy pań, to w pamięć zapada szczególnie Laura Haddock grająca Lukrecję Donati. Nie tyle z racji talentu aktorskiego, ile zjawiskowej urody.



Od strony technicznej "Demony da Vinci" prezentują się imponująco. Prawdziwą perełką jest zwłaszcza muzyka Beara McCrearyego z kapitalnym motywem przewodnim. Ciekawostką jest, że utwór ten stanowi mały przebłysk inwencji twórczej godnej Leonarda, gdyż jego melodia odgrywana zarówno od przodu, jak i od tyłu brzmi identycznie. Uznanie należy się też twórcom animacji obrazujących geniusz da Vinciego. Zostały one oparte na szkicach i schematach wielkiego humanisty, a ich próbkę otrzymujemy już w trakcie przepięknej czołówki. Fantastycznie wyszły również bogate w szczegóły kostiumy i scenografia. Nieco gorzej rzecz ma się ze zbyt wyraźnymi efektami komputerowymi, na które jednak można przymknąć oko. 

Mankamenty serialu ograniczają się w zasadzie do naginania niektórych faktów historycznych. Nie ma nic złego w uatrakcyjnianiu fabuły pod warunkiem, że ta w miarę wiernie trzyma się prawdy. Dobrym przykładem jest chociażby inne dziecko telewizji Starz, czyli "Spartakus". Problem pojawia się wtedy, gdy twórcy przekraczają granicę prawdopodobieństwa i spekulacji, swobodnie naginając czasoprzestrzeń. I tak, serialowy da Vinci w pierwszym sezonie spotyka Vlada Drakulę, a w drugim penetruje... Amerykę Południową. Leonardo okazuje się też pionierem transfuzji krwi i odkrywcą systemu heliocentrycznego.



Kiedy jednak podejść do fabuły z odpowiednim dystansem, otrzymujemy produkt doskonale spełniający swoje zadanie: dostarczanie rozrywki. "Demony da Vinci" to całkiem przyjemny, lekki i niezobowiązujący seans pełen wartkiej akcji, łamigłówek, intryg i przygody. Całość okraszono odpowiednio wyważoną ilością dramaturgii i humoru oraz pospolitymi, dla obecnej telewizji made in USA, scenami soft porno.



Jeśli więc amerykańskie podejście do historii komuś nie przeszkadza, ma sentyment do kina przygodowego, pragnie bezboleśnie zabić czas w domowym zaciszu, a "Rodzina Borgiów" wydaje mu się za trudna, "Demony da Vinci" są pozycją idealną dla niego. W przeciwnym razie radzę zachować ostrożność.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones