Rolkarski balet

Roll7 nie zwalnia tempa. Można było się spodziewać, że po fantastycznie przyjętym "OlliOlli World" – uroczej i cukierkowej grze o poszukiwaniu deskorolkowego zen – twórcy będą chcieli złapać
"Rollerdrome" - recenzja
Roll7 nie zwalnia tempa. Można było się spodziewać, że po fantastycznie przyjętym "OlliOlli World" – uroczej i cukierkowej grze o poszukiwaniu deskorolkowego zen – twórcy będą chcieli złapać trochę oddechu i dadzą sobie spokój z nowymi tytułami przynajmniej do przyszłego roku. Nic bardziej mylnego. Jakiś czas temu, zupełnie znienacka, zapowiedziano "Rollerdrome", w którym chillowe śmiganie na deskorolce zostaje zastąpione roleczkową walką na śmierć i życie.



Jest rok 2030. Potężna korporacja Matterhorn próbuje uspokoić niepokoje panujące w dystopijnym społeczeństwie, serwując mu rozrywkę sięgającą do najbardziej prymitywnych instynktów. Zamiast chleba i igrzysk złakniony wrażeń lud otrzyma igrzyska skąpane w hektolitrach krwi. Bo tym właśnie jest tytułowe "Rollerdrome". To krwawa zabawa, w której bycie najsilniejszym nie ma żadnego znaczenia. Kluczowa jest zwrotność, zręczność i naginanie grawitacji pod swoje dyktando. Do takich zawodników należy Kara Hassan, która po raz kolejny wdziewa ulubione rolki i wkracza na morderczą arenę, by nie tylko sięgnąć po tytuł mistrza, ale i dokopać przegniłej korporacji od środka.



Wszystkie zmagania będziemy obserwować z perspektywy trzeciej osoby. Wyobraźcie sobie kolejną odsłonę "Tony Hawk’s Pro Skater", tylko że z rolkami i kanonadą pocisków śmigających w Waszą stronę. Bohaterka walczy o przeżycie, wykonując karkołomne ewolucje na arenach wypełnionych rampami, wyskoczniami i wszystkim, co jest niezbędne rolkarzom, by wykręcać najwspanialsze i najwyżej premiowane sztuczki. Po co? Celem jest nie tylko wbicie jak największej liczby punktów. Karuzela trików to klucz do szybkiego przeładowywania amunicji, bez której bardzo szybko zakończymy swoją przygodę na stadionie. 



Przeciwnicy są bezwzględni od samego początku, a z kolejnymi etapami stają się coraz bardziej upierdliwi, miotając w nas minami i rakietami. Ba, by przeszkodzić w realizacji naszego zmyślnego planu, postawią na naszej drodze czołg, który przy chwili nieuwagi obróci nasze marne jestestwo w pył. Jeżeli graliście w "OlliOlli World", to pamiętacie zapewne, że poziom trudności wzrastał tam powoli i delikatnie. W przypadku "Rollerdrome" twórcy od samego początku pozbawiają gracza złudzeń i wymagają od niego wspinania się na wyżyny perfekcji. Przejście do kolejnych etapów warunkowane jest nie tylko samym zaliczeniem poziomu. Każdy z nich stawia przed Karą szereg wyzwań, których ukończenie wymagane jest do przejścia na wyższy szczebel eliminacji. Do wyzwań tych należy chociażby zebranie wszystkich znajdziek, utłuczenie wroga w konkretny sposób lub wykonanie wskazanej akrobacji w określonym miejscu. 



Frustracja będzie narastać, palce wyginać w kosmiczny sposób, a Wy będziecie powtarzali w kółko te same poziomy, by uszczknąć z nich chociaż jedno zaliczone wyzwanie więcej. Do dyspozycji gracza oddano jedynie jedenaście plansz, więc nic dziwnego, że twórcy starali się zmaksymalizować czas spędzony na każdej z nich. Co prawda, ukończenie gry odblokowuje dodatkowy tryb "Out for blood", jednak oferuje on te same miejscówki okraszone bardziej wyśrubowanymi wyzwaniami. Brakuje mi też innej formy rywalizacji niż zwykłe porównywanie wyników ze znajomymi. Rozgrywanie meczy w trybie multi z innymi graczami byłoby z pewnością spektakularną rzeczą do oglądania i zachęciłoby graczy do spędzenia większej ilości czasu przy tym tytule.

Gdyby nie obostrzenia dotyczące zaliczanych wyzwań, "Rollerdrome" byłby tytułem na trzy, może maksymalnie cztery godziny. I wynik ten można na spokojnie osiągnąć po odpaleniu szeregu ułatwień z poziomu menu. W ustawieniach zmniejszymy prędkość gry, dorzucimy Karze nieśmiertelność oraz chociażby magazynek z nieskończoną amunicją. Co więcej, przechylimy szalę zwycięstwa na naszą stronę, zyskując niekończący się pasek slow motion, dzięki czemu poczujemy się jak Max Payne na sterydach.



Twórcy nie kryją się z faktem, że źródło ich inspiracji stanowiły przede wszystkim kultowe w niektórych kręgach filmy pokroju "Rollerball" czy też "Uciekiniera" z Arnoldem Schwarzeneggerem. Niestety nie wykorzystano potencjału pierwowzorów w stu procentach. Pomimo fantastycznej oprawy, przywodzącej na myśl zarówno komiksową, jak i grową "XIII", oraz zapadającej w pamięć ścieżki dźwiękowej, przenoszącej nas do złotej ery synthwave, zabrakło mi tu mocniejszego położenia akcentu na fabułę. Tym samym gra spodoba się osobom szukającym wyzwania poddającego próbie zręczność palców. Graczom poszukującym bardziej skomplikowanej historii – niekoniecznie.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones